Forum Robin Hood Strona Główna
  FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy  Galerie   Rejestracja   Profil  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  Zaloguj 

Fanfik z Guy`em w roli głównej ^^

Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum Robin Hood Strona Główna -> *** wszystko co nie pasuje do żadnej innej kategorii
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Autor Wiadomość
Xenka




Dołączył: 09 Sty 2011
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Marian

PostWysłany: Nie 18:01, 09 Sty 2011 Temat postu: Fanfik z Guy`em w roli głównej ^^

Szkoda, że nie można pisać na tym forum jako gość. Musiałam się specjalnie rejestrować, żeby wrzucić jeden link, no ale trudno Razz

Ok, więc przedstawiam Wam tutaj link do opowiadania pisanego przez dwie baby - fanki Guy`a. Połączyła nas głęboka niechęć (delikatnie mówiąc) do postaci Marion (bez obrazy dla jej fanów, oczywiście), właśnie wielka miłość do Guy`a i chyba nadmiar wolnego czasu, że chce nam się to grafomaństwo pisać Twisted Evil
Fanfik cały czas się tworzy, to, co zobaczycie pod linkiem, to jedynie jego część. Wkrótce dokonam update`u mojej stronki i wrzucę to, cośmy ostatnio naskrobały.
Nie wiem, może kogoś zainteresuje Razz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Xenka




Dołączył: 09 Sty 2011
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Marian

PostWysłany: Nie 18:04, 09 Sty 2011 Temat postu:

Forum ma blokadę i nie mogę wkleić linka, zanim nie napiszę trzech postów, eh...
Dlatego wklejam Wam tutaj to, co do tej pory znalazło się na mojej stronie.


***


Opowiadanie






Arira stanęła i oparłszy się ciężej o kostur rozglądnęła się dookoła. Drogę, którą różowała od kilku godzin, otaczała ogromna łąka, zamknięta w półkole gęstym lasem.

Choć kilka tygodni temu rozpoczęła się wiosna, dni wciąż były krótkie i stosunkowo chłodne. Przez większość dnia niebo pokrywały ciemne, ciężkie chmury – jakby zwiastuny nadciągającej apokalipsy...Jakże dziwny był świat, w którym to, co wglądało przerażająco, niosło z sobą życie. Kapłani chcieli przekonać prostych ludzi, że burza jest wyrazem gniewu bogów, cóż byłby to za gniew, który daje światu życiodajną wodę? Czemu jednak chmury były ciemne? I czemu bogowie sprawili, że istotom ludzkim to, co ciemne, mroczne kojarzyło się z tym, co złe?

Dziewczyna pokręciła głową i ruszyła dalej przed siebie. Być może jest na to jakieś wyjaśnienie, może jakaś legenda...A może bogowie nie istnieją w ogóle?

Torba przewieszona przez ramię zaczynała jej coraz bardziej ciążyć. Oczywiście, chcąc zaspokoić ciekawość podróżnika mogła to zrobić zabierając z sobą konia z miejsca, w którym zatrzymała się wczoraj na nocleg. Mogłaby przebyć dłuższą trasę i więcej zobaczyć. Niestety, po ostatnim tygodniu forsownej podróży jej koń musiał wypocząć. Ona także, ale czymże było zmęczenie wobec palącej ciekawości świata i ludzi tej krainy?

Jedynym sprzymierzeńcem w trudach tego przydługiego spaceru był kostur. Uśmiechnęła się; od kiedy zrezygnowała z długich i nieudanych prób nauczenia się władania mieczem i postanowiła wybrać broń, którą obroni się przed niegodziwcami czyhającymi na samotną kobietę, ale nie zrobi nikomu krzywdy, jej życie stało się dużo łatwiejsze.

No, może nie łatwiejsze, przemknęło jej przez myśl, ale na pewno wygodniejsze.

Z myśli wyrwało ją ciche pogwizdywanie. Nikt nic nie nucił pod nosem, za to ktoś próbował zwrócić czyjąś uwagę. Kiedy poderwała głowę dostrzegła dwie rzeczy, które przeoczyła z powodu zamyślenia i wbijania wzroku w piaszczystą drogę ponabijaną kamieniami, przez które łatwo było pozbyć się kilku zębów. Po pierwsze, istotnie ktoś gwizdał, co dziwniejsze, pogwizdywano właśnie na nią. Wysoki, chudy mężczyzna z wyłupiastymi oczami nawoływał ją serdecznym uśmiechem odsłaniającym zepsute zęby.

Nie mogę spodziewać się niczego innego w wiosce na końcu świata, dodała sobie w myślach otuchy.

Drugą przeoczoną rzeczą była niewielka wioska. Dość...Chaotyczna w swoim wewnętrznym planie. Wioską postanowiła na razie się nie martwić, zdąży ją oglądnąć. Skierowała za to kroki w stronę mężczyzny. Co na Odyna robił tutaj ten mały, dziwny kramik? Tu, w środku...Niczego.

- Witaj – uśmiechnęła się nieśmiało do nieznajomego – Wołałeś mnie...- w tych słowach zawarła, choć nie do końca świadomie, zirytowanie i zaskoczenie tym faktem, przykryte grzeczną i uprzejmą powierzchownością. Nie chciała być przecież nieuprzejma, ale pogwizdywanie na nią było jej obce.

- Ależ tak! Tak! – Wykrzyknął mężczyzna, odsłaniając w jeszcze szerszym uśmiechu więcej zepsutych zębów. Wybiegł zza kramiku i podbiegł do Ariry – Bogowie zesłali cię tu dziś! Obserwowałem cię, moja droga – poufale objął ją ramieniem i pociągnął w stronę swojego przybytku – Mówiłem sobie: taka piękna i mądra kobieta na pewno lubi osobliwe i niezwykłe pamiątki i oto widzę, że już nie możesz wytrzymać, aby nie zerknąć na moje cudeńka.

- Pamiątki? – Spytała niepewnie, na razie pozwalając prowadzić się mężczyźnie – Pamiątki, czego? – W końcu gwałtownym ruchem wyrwała się spod jego ramienia i spojrzała spod oka – Tu nic nie ma. A ja chcę jedynie przejść przez waszą wioskę.

- Ależ, ależ, widzę, że panienka bitna! – Wykrzyknął, nie tracąc entuzjazmu – To na pewno ci się spodoba.

Odsłonił płachtę materiału ukazując na blacie kramiku wielce...Osobliwe rzeczy. Pomiędzy muszlami i kamykami imitującymi kamienie szlachetne, znajdowała się pordzewiała broń, zeschłe pukle włosów i inne, dziwniejsze artefakty.

- To musi zwrócić twoją uwagę – mężczyzna podbiegł i ściągnął z kramiku długi, dwuręczny miecz. Uginając się pod jego ciężarem przytaszczył go bliżej kobiety – To miecz naszego boga wojny. Powiadają, że właśnie nim..

- Zaczekaj – Arira przerwała mu machnięciem ręki. Następnie ponownie przywołała na twarz uprzejmy, ale nieco nerwowy uśmiech – Jaki jest sens sprzedawania...Tego – wskazała ręką

– Tutaj, gdzie nikt nie przybywa?

- Ależ przybywa! – Zapewnił pospiesznie sprzedawca – Za tym lasem jest wielkie miasto! Tylko nie pamiętam, jak się nazywa...- Podrapał się z zakłopotaniem w głowę – Każdy, kto chce do niego dotrzeć, przechodzi tą drogą. A teraz, kiedy kroczyła po niej bogini miłości...- Nachylił się i pocałował dłoń Ariry – Zapewne zostanie nazwana twoim imieniem.

Dziewczyna uśmiechnęła się i oparła ciężej na kosturze. Nie mogła odmówić, że ten mężczyzna bawił ją i choć kłamał jak najęty, było w nim coś sympatyczne i wzbudzającego zaufanie. Może jedynie powinna zaproponować mu któreś ze swoich ziół na uspokojenie?, Roześmiała się w myślach.

- Dobrze, dobrze – powiedziała, poddając się – Oglądnę twoje.. Skarby – uśmiechnęła się.

- Naprawdę? – Zdziwił się mężczyzna, ale zaraz potem poprawił ton i rzekł znów wesoło – Ależ oczywiście! O, a tu jest muszla, która służyła jednemu z naszych herosów do...no wiesz...

Ponownie objął ją ramieniem i poprowadził bliżej kramiku.

Guy nie był zadowolony. Dokładnie to był wściekły. Dwa tygodnie siedział w tym dziwnym mieście i nawet nie miał tu nic do roboty. Psy wielkie jak krowy, koty wielkie jak kundle, ciekawe, jakie tu były myszy? Wrzeszcząc na służbę i snując w głowie plany jak przejąć władze nad miastem, gdy szeryf był na urlopie kazał osiodłać sobie konia i wyszedł na dziedziniec.

Jeszcze nie zdążył do niego dojść jak puścił salwę przekleństw w stronę stajennego.

-Leniwy gnojek... -wymruczał pod nosem i przestąpił bramę zmierzając w mało uściśnionym kierunku.

Gdy tak w miarę oddalał się od miasta do jego uszu dobiegły dwa głosy, które nie wiedzieć czemu nie wróżyły mu nic dobrego. Wyjeżdżając zza zakrętu jego oczom ukazał się mały kramik a przy nim jego właściciel i obca dziewczyna.

-Mówiłem ci już żebyś zwinął to cholerstwo! -wrzasnął do niego z siodła i położył rękę na pasie luzując miecz w pochwie. Kilku strażników za nim stało i wpatrywało się otępiałym wzrokiem w kramik, a ich jedyną myślą była chęć powrotu do zamku i urżnięcia się tanim winem.. Guy z grymasem podjechał do dwójki. Zmierzył obcą dziewczynę od stóp do głów taksującym spojrzeniem, na kupca nawet nie splunąwszy.

Arira spojrzała niepewnie na mężczyznę, który nagle wyłonił się znikąd na czele jakichś zabijaków. Domyślała się, że tego typu kramiki nie są mile widziane przez miejscową władzę, ale żeby wywoływały aż tyle złych emocji.

To miejsce obfituje w nadpobudliwych mężczyzn, przemknęło jej przez myśl. Jednak chęć snucia filozoficznych myśli przerwał jej wzrok mężczyzny. Na długo go zapamięta…

Spojrzała na sprzedawcę, który trząsł się ze strachu. Od niego nie mogła spodziewać się pomocy. Jedyne, co jej pozostało, to dowiedzieć się, jaka może być jej wina w tym wszystkim?

- Nazywam się Arira. Przechodziłam tędy i...- poczuła, że zaczyna się jąkać i mówić nieskładnie – Lepiej już pójdę – uśmiechnęła się nerwowo i spojrzała wyczekująco na mężczyznę.

Guy poruszył się przez chwilę w siodle i spojrzał na swoją 'ekipę'.

-Dalej lenie, rozebrać mi to gówienko na części pierwsze! -warknął i pogonił żołnierzy do roboty. Potem spojrzał na dziewczynę. Wizja stracenia takiej ślicznotki wcale nie spodobała się lordowi. -A pozwolenie na podróż po Królewskim Trakcie masz? No nie masz.. A wiesz, że teraz Cię wsadzę za to do lochu? -warknął a głowa go rozbolała. Co za ranek.. To nudne miasteczko i baby wałęsające się mimo woli po drogach. -Gdzie twój mąż głupia kobieto.. -wymamrotał gniewnie pocierając skronie. -powinien cię trzymać na smyczy, a nie puszczać mimo woli po drodze..

- Słucham?! – krzyknęła, ale natychmiast zamilkła. Szybko zrozumiała, że niemożliwe było porozumienie się z tym człowiekiem w zwyczajny sposób, a argumenty odwołujące się do ludzkiego współczucia i zrozumienia z góry skazane były na niepowodzenie. Co robić? Co teraz robić?! Mogła siedzieć i odpoczywać razem z koniem, ale nie...wolała iść i musiała dojść do tego przeklętego człowieka, który wpakował ją w problemy.

Nie trać głowy, tylko nie trać głowy.., mówiła sobie w myślach.

- Nie możesz aresztować mnie tylko dlatego, że oglądałam jego towar! – spojrzała znów na mężczyznę, ale szybko spuściła wzrok, ciężko było jej go wytrzymać – Jestem młoda, jeszcze tyle wiedzy do zdobycia, tyle miejsc do zobaczenia – mówiła, spacerując w te i z powrotem przed koniem tego łotra – I jak zauważyłeś – stanęła twarzą do niego - potrzeba mi męża, a nie zdążyłam go jeszcze znaleźć, a w lochu o to ciężko…

-Mężem bym się zanadto nie martwił.. -warknął mężczyzna wyszczerzając się w grymasie imitującym uśmiech. Patrzył na nią spode łba. -Nie aresztuję cię za próbę handel z ze złodziejem, który zbywał kradzione przedmioty, ale nie masz pozwolenia na podróżowanie na tym trakcie, więc.. -rozłożył ręce w geście niemocy.. -nie pozostaje mi nic innego jak cię spakować na konia i zawieść do zamku. A zobaczyć, zobaczysz. Ściany lochu sa pięknym widokiem! -zaśmiał się ochryple i zeskoczył z konia. Kiwnął na żołnierzy by podjechali bliżej. -Albo pójdziesz ze mną dobrowolnie i pomyślimy nad wyjściem z tej sytuacji, albo wezmę cię siłą. - dodał spokojnie.

Dziewczyna przesunęła wzrokiem po żołnierzach. Z tym jednym tutaj zapewne by sobie poradziła, ale z tyloma uzbrojonymi w miecze mężczyznami? Nie, nie miała szans.

Kiedy zeskoczył z konia, dostrzegła, że był od niej co najmniej o głowę wyższy. Dlaczego łotry zawsze są wysokie? Dlaczego to nigdy nie jest karzełek, którego łatwo pokonać.

- Nie mam innego wyjścia, prawda? – mruknęła podchodząc do mężczyzny. Przezornie nie wypuszczała z dłoni drąga. Może gdyby go nim zdzieliła zdążyłaby wskoczyć na konia i odjechać?

Uśmiechnął się cierpko widząc jak podchodzi a gdy była już blisko wyrwał jej agresywnie kij z dłoni i rzucił towarzyszowi- Złam te zabawkę, kobiety nie powinny nosić broni, nawet tak tępej. -Po tym wskoczył na koński grzbiet i wciągnął ją za siebie. -Pojedziesz ze mną, kto wie czy nie zachce ci się jakiś marnych ucieczek. Spiął konia i uderzył go piętami w boki. Kłusem odjechali od kupy drewna i kamieni co jeszcze chwilę przedtem było kramikiem kupca. Nie zamierzał już więcej przemawiać mu do rozumu, jeśli nie zniknie zamknie go w lochu, a kramik spali. Okazał już dość miłosierdzia jak na jeden tydzień.. Do zachodu co prawda zostało jeszcze wiele godzin, ale na dworze było pochmurno i zbierało się na deszcz. Jeszcze tego brakuje, by mnie zalało.. Pomyślała czując jak zaczyna mu strzelać w kościach. Oj Idzie deszcz..

Arira chwyciła się siodła i zacisnęła kurczowo palce. Choćby miała zlecieć, nie obejmie go w pasie...Przez dłuższy czas nie odzywała się. Jeżeli zechce ją posiąść w zamian za wolność – niech i tak będzie. Nie wiedziała, jak wyglądał, była zbyt zdenerwowana i wściekła i jakkolwiek by wyglądał, był teraz dla niej odrażający.

Kiedy przejechali wioskę i zbliżali się do murów miasta, dziewczyna skupiła swoją uwagę już tylko na tym, próbując zapamiętać drogę i oceniając wygląd miasta.

Nie było duże, to oceniła już po przejechaniu przez bramę, ale zapewne wielkością nie przypominało także pamiętnej Markitty, która tak boleśnie odcisnęła się w jej życiu.

Na bogów, czy zbliżała się śmierć i to dlatego przypominało jej się życie? Nie, nie...to jeszcze nie jej czas, nie może teraz umrzeć.

Bogowie, strzeżcie mnie, szepnęła błagalnie w myślach, kiedy poczuła, że mężczyzna zatrzymuje konia.

W istocie wstrzymał konia dośc nagle, tak, by może przez przypadek zrzucić dziewuchę z grzbietu konia, ale cóż.. Nie udało się. Zepchnłą ją z siodła i sam zsiadł prowadząc ją zdecydowanym krokiem do miejsca, które nie było lochami, a przedsionkiem do wieży, gdzie trzymano więźniów. -Jakieś propozycje? -zapytał spoglądając na nią z góry z krzywym uśmiesziem na twarzy. - Obmyśliłaś już jak mnie przekonac bym Cię wypuścił? -drwina w jego głosie wskazywała na to, że trudno go będzie przekonać, ale.. Do odważnych świat należy, a Guy przecież jest miły i nie gryzie.. zbyt często.

- Nie – warknęła – Utknęłam na myśli, że cię nie lubię!

Nagle przyszedł jej do głowy pewien pomysł. Wyszarpnęła się z uścisku; to, że nie próbowała uciec musiało w końcu zaowocować zelżeniem ucisku i utratą czujności.

- Chyba nie masz zamiaru naprawdę mnie tam zamknąć? – podparła się pod boki – Powiedz, czego ode mnie chcesz w zamian za wolność i dostaniesz to.

Uśmiechnął się pod nosem widząc ta reakcje ale nie odpowiedział w pierwszej chwili. A miał to być bardzo nudny dzień....

-Słuchaj. -mruknłą chwytając ją ponownie w żelaznym uścisku. -Gdybym czegoś chciał to już dawno bym to sobie wziął. -powiedział patrząc na jej piersi, jednak wróćił spojrzeniem na twarz. -Albo zaraz coś wymyślisz, albo tak, zamknę cię w tym lochu. I nic mnie od tego nie odwiedzie, nawet jakiś któl, szeryf czy wróżka! -warknął i wepchnął ją do wieży, a wchodząc zamknął drzwi za sobą. Były to jedyne drzwi wyjściowe z tej wieży. Za nią ciągnęły się korytarze i lochy, a przed nią stał Guy łypiący na nią z miną byka. Postąpił krok w jej kierunku, a płomień z pochodni wyostrzył drapieżnie jego rysy.

Arira spojrzała na mężczyznę z niepokojem. Wymagał, żeby tu i teraz, w nerwach, pod presją wymyśliła, jak może mu być użyteczną? To nie było możliwe...

Stało się to, czego nienawidziła. Poczuła się bezbronna i zagubiona, a jej świadomość wycofała się w odległe zakamarki umysłu. Nie było jej tu, nie istniała wieża i ten łotr. Jak mogła mu być pomocną? Czy potrafi coś, czego on nie potrafił? Czego na pewno, ale to na pewno nie potrafił?...

Tak! Ależ tak, istnieje. Umysł na powrót rozjaśnił się. Dziewczyna spojrzała na niego pewniej:

- Mogę być ci przydatna. Jestem dobra w dyplomacji. Nigdy nie pomyślałeś, o ile łatwiej byłoby podporządkować sobie ludzi, gdybyś potrafił ich przekonać raz, a dobrze? No, z całym szacunkiem, ale nie wyglądasz na kogoś, kto lubi dużo mówić. Pomyśl, co mógłbyś zrobić z czasem, który miałbyś, nie musząc po raz kolejny i kolejny wydawać rozkazów. Widzisz, sztuka oratorstwa to coś, czego także zdążyłam się nauczyć w czasie wielu podróży. Znam różne języki i umiem czytać starożytne zwoje. Zamknięcie mnie tu byłoby zmarnowaniem potencjału, który możesz wykorzystać dla siebie. Właściwie – podparła się pod bok wolną dłonią – mogłabym cię tego nauczyć. Musisz wiedzieć, że droga do władzy wiedze przez inteligencję i siłę, a nie samą siłę, a w końcu ty wyglądasz na kogoś ambitnego - uśmiechnęła się dumna, nie wiadomo, z siebie czy z niego.

Guy zamrugał oczyma zdziwiony, jednak trwało to tylko chwilę. Takiego słowotoku jeszcze w życiu nie słyszał i to nie od kobiety.. Zeźlony fuknął na nią, żeby się nie wygłupiała.

-Myślisz, że jesteś taka mądra? -zapytał postępując kolejne dwa kroki w jej stronę zmuszając ją do zejścia po kilku schodkach na pierwszy, główny korytarz. -Jak śmiesz mi mówić, że nie umiem dyskutować! -syknął i .. nagle zabrakło mu argumentów do dalszego ochrzaniania dziewczyny. Gdyby nie ciemność we wnętrzu wieży i pochodnie nadające ich twarzom jednakowe odcienie złota i pomarańczu na pewno zauważyłaby rozlazły rumieniec złości jaki wykwitł na jego policzkach. A tego uczucia na prawdę nie lubił.. Odstąpił więc od niej i spojrzał na nią z dystansu. W sumie, gdyby się głębiej zanurzyć w ten temat, pomysł wcale nie wydawał się taki idiotyczny. Nie ma nic do stracenia. A ładnych tyłków na zamku zawsze brakowało, pomyślał przypominając sobie, że większość tutejszych kobiet to stare, rozlazłe upiorzyce lub córki jego żołnierzy. -Dobrze. -powiedział w końcu. -Ale jak się nie spiszesz jak obiecujesz to wtrącę cię do lochu! -warknął ostrzegawczo machając jej pięścią przed nosem.

Arira nic nie odpowiedziała. Zamiast ulgi, którą winna poczuć w tym momencie, jej serce przeszyło żądło niepokoju.

W co ja się wpakowałam, pomyślała przygryzając wargę.

**************************************************

Wieczorną, błogą leśną ciszę rozdarł wrzask Guy`a.

No tak, pomyślała Arira, jednak wszystko powraca do normy. I w dziwny sposób nagle poczuła się dużo bezpieczniej.

Po chwili powróciła z kociołkiem pełnym wody i własnym jedzeniem. Wolałaby umrzeć z głodu, niż tknąć to, co należało do niego!

- Jesteś taki niecierpliwy - westchnęła zawieszając kociołek nad ogniem - Gardło już nie boli i znów możesz krzyczeć, co za ulga.. - mruknęła pod nosem.

Zmierzył ją ponownie złowrogim spojrzeniem i zajrzał do kociołka sprawdzając, czy nie wrzuciła tam jakiś skrzydeł nietoperza czy nóżek ropuchy.. Nigdy nie wiadomo co się czai za.. Twoimi plecami! – jak to mawiał nasz kochany szeryf, pomyślał Guy i zabrał się do krojenia swojej wędliny w grube plastry. Sam z natury był samolubem i rzadko zdarzało się by dzielił się z kimś jedzeniem. Więc… –Chcesz? –zapytał podsuwając jej prawie pod sam nos plaster wędliny nadziany na ostrze sztyletu. Jeśli już miał z nią spędzić noc nie będzie na tyle chamski, by nie odpalić jej kawałka mięsiwa..

Może to przez ciągle bolące gardło lub wyziębienie, ale starał się nie warczeć na nią z byle powodu. Tak przynajmniej uważał. –No bierzesz czy nie? –wrzasnął jak czapla na bagnie i machnął jej szynką przed nosem jakby był to miecz bastardowy.

- Yyy… - spojrzała niepewnie na sztylet znajdujący się kilka milimetrów od jej nosa - Nie, dziękuję, mam własne jedzenie.

Może powinna docenić to, że się starał i chciał podzielić jedzeniem? Może powinna przyjąć? Nie! Nie tknie niczego, co należy do niego; niech nie myśli, że mu uległa i będzie… jadła z ręki!

Może w ramach rekompensaty powinna zaproponować mu coś na ból gardła? Nie żeby jego cierpienie nie sprawiało jej właśnie wstrętnej, sadystycznej przyjemności, ale kto wie, może ostało się w nim coś z człowieczeństwa i da się jakoś do niego dotrzeć?

- Ból gardła chyba przeszkadza ci w jedzeniu - zezem zbieżnym wskazała kawałek szynki, który majtał się jej koło nosa - Mogę coś na to poradzić…

Odsunął dłoń z szynką w ręku z nieco urażoną miną i jednym chapsem pochłonął ją jak i inne plasterki, które sobie błyskawicznie nakroił. Była to sztuczka, której nauczył się u szeryfa. Jeśli nie chcesz odpowiadać na zadane ci pytanie - napchaj sobie usta żarciem.. Jako kulturalny mężczyzna, lord Guy nie mógł odpowiadać kobiecie pełnymi ustami. Jakkolwiek ta dziewucha była zbliżona do kobiety, czysto teoretyzując.. Kiedy przełknął, a zajęło mu to potrójną ilość czasu przez jego ‘delektowanie się’ oraz nieznośny ból gardła. W końcu jednak musiał jej odpowiedzieć. –Aż tak ci się pali, żeby mnie otruć? –warknął od niechcenia i nakroił sobie kolejną porcje, tym razem sera. Nabił jednej z nich, najgrubszy na ostrze i podetknął jej pod nos. - Hmm..? –zapytał mruknięciem czy chce.. Nie był w stanie już mówić, naprawdę…

Arira westchnęła ciężko w duchu. A ten znów z tym serem do niej… Natarty to ser było jakimiś ziołami mieszającymi umysł, czy co? Widział przecież, że ma własny prowiant, więc po co próbował się z nią dzielić? Bogowie, chyba nie z dobrego serca?
Znów poczuła się zaniepokojona. Co gorsza, tym razem będzie musiała już wziąć ten ser, naprawdę nie chciała się z nim kłócić, albo po raz kolejny zostać obwinioną o zło całego świata. Oczywiście propozycji wyleczenia gardła nie przyjął… Uparty… A, niech cierpi. W końcu zaproponowała to jedynie po to, aby się odwdzięczyć. Skoro nie chce, tym lepiej dla niej i dla jej uszu.
Co jednak uczynić z plasterkiem mięsa, który wisiał przed nią jak szubienica w dzień egzekucji?... Dziewczyna westchnęła w duchu i delikatnie ściągnęła z ostrza mięso, po czym ugryzła kawałeczek. Nawet smaczne. Byłoby nawet bardzo smaczne, gdyby nie pochodziło od niego.

Patrzył jak zjada plasterek sera, który jej nakroił. Mimo woli wykrzywił się w przyjaznym grymasie imitującym uśmiech po czym sięgnął po swój bukłak z winem i pociągnął z niego zdrowo. Taak.. Wino do razu przywróciło mu zmysły i nieco złagodziło bolące gardło. –Już tak nie patrz na ten ser jakby był zatruty! –warknął już nieco głośniej. –Ciesz się, że cię nie przełożyłem przez kolano i płazem miecza dupy nie obiłem za to, że tak wolno chrust zbierałaś i wodę niosłaś!

Arira spojrzała na niego poważnie:
- Ciesz się, że z torby wyjęłam odkażający bimber, a nie truciznę o podobnym kolorze i zapachu, która w brzydki sposób zabija w ciągu kilkunastu sekund.

Przez moment rysy mu stężały i stał się ponury jak hycel. Może i byłoby lepiej, dało się wyczytać z jego oczu, jednak pociągnął zdrowo z bukłaka z winem, a twarz znowu mu się nieco rozjaśniła. –A ty powinnaś być mi wdzięczna, że nie gnijesz w lochu! –Spojrzał na nią spod bystro przymrużonych powiek. –Więc uważaj dziewucho!

Arira spuściła wzrok, aby powstrzymać uśmiech, który chciał wyrwać jej się na ust. Guy bardzo nie chciał przyjąć do wiadomości, że gdyby chciała, mogłaby zabić go już kilka razy, a otrucie mu rany było tylko jedną z możliwości. Już tam, na zamku, mogła nie ocalić go z rąk tłuszczy i uciec. Ale wolała uciec od niego, niż doprowadzać do jego śmierci. Zabiła dwa razy w życiu i nie chciała, aby nadarzył się kiedykolwiek trzeci raz.
- Naprawdę mogę pomóc ci z gardłem - zmieniła nagle temat - Jeżeli od razu tego nie wyleczysz, będzie tylko gorzej i gorzej - dodała od niechcenia grzebiąc patykiem w ognisku.

-Jeśli tak się do tego palisz.. –syknął, ale nie zrobił nic po czym mogłaby wnioskować, że przyjął jej pomoc. Taksował ją chłodnym uważnym spojrzeniem ślepi, jak ogar, który wypatrzył coś interesującego w lesie. Nagle jednak wstał od ogniska i otrzepując spodnie ruszył w stronę swoich manatków. Pogrzebał w nich chwilę, coś schował i coś znowu wyciągnął. Wrócił do niej z kolejnym bukłakiem wina. –To mi wystarczy. –warknął nieco zbyt wściekle jak na ostatnie chwilę, ale cóż.. Zdarzało się mu być nerwusem. –A ty .. –sama się lecz, chciał palnąć ale się powstrzymał, a jedynie upił ogromny łyk. Wino było kwaśne i mocne. Smakowało jeszcze gorczycą. Specjalnie kazał trzymać ją dłużej, by nadać ten specyficzny smak. Podsunął jej bukłak ocierając usta rękawem. –Nie myśl, że chce być miły, ale jak już tu siedzieć to nie będę pić samemu! –fuknął.

Spojrzała na niego dłużej, niż powinna. Ładnie wyglądał w blasku ogniska, a w jego rysach było coś delikatnego, co bardzo kontrastowało z zagniewaną miną, która ciągle zdobiła jego twarz. To, że był ładny, nie oznaczało, że miała pić z nim z jednego bukłaka, w dodatku alkohol.
- Wiem, że nie chcesz być miły, ale ja wina nie pijam - spojrzała nań spode łba - Ale nie krępuj się swojej zakładniczki, pij do dna - mruknęła.

Minę miał taką jakby zaraz miał ja uderzyć. Wykonał nawet znienacka ruch zbliżony do wyprowadzenia prostego uderzenia z otwartej ręki w twarz, ale sięgnął natychmiast po bukłak i bez słowa wlał sobie jego zawartość do gardła. Przełknął wszystko z krzywym uśmiechem na ustach wywołanym goryczką. –Jak nie chcesz ze mną pić to posiedzisz tu tak długo aż się nie położę spać.. –warknął i pociągnął kolejny łyk. Kichnął przeciągle i otarł nos o rękaw.

A gdyby z nim piła, to położyłaby się spać?... Jego logika zaczynała być nadwątlona przez wino, ale to jej nie martwiło. Wiedziała, że długo już przy ognisku nie posiedzi, a ona niekoniecznie czuła się senna. Może trochę… Nie rozumiała tylko, jak mógł upijać się w jej obecności, kiedy mogła go zabić śpiącego jego własnym sztyletem?
Mroźny, zwiastujący początek nocy wiatr zaczął otulać lodowatym całunem parę siedzącą przy ognisku. Arira podwinęła nogi i oplotła je ramionami.
- A ty? Napiłbyś się na moim miejscu wina ze swoim… ciemiężycielem?

Spojrzał na nią zamglonymi oczyma, w których jeszcze gdzieś tam w kącikach czaiły się iskierki trzeźwości.. Przypomniał sobie nagle jak podczas pewnej bitwy dostał się w niewole.. Stare czasy, pomyślał ze łza w oku. Potem przypomniał sobie szeryfa. Przez długi okres czasu człowiek ten był jego zmorą i ciemiężycielem. –Tak.. Napiłbym się, gdyby to miało przynieść mi korzyści.. –mruknął nieco niewyraźnie przez chrypę i splątany winem język.

Arira spojrzała na niego uważnie. Alkohol w winie zrobił swoje, a nie było przecież lepszego serum prawdy, niż mocne wino. Jeżeli chciała się czegoś dowiedzieć, powinna zrobić to właśnie teraz. Powinna pytać o drogi, o sekrety, które pozwolą się jej wydostać, o to, gdzie trzyma broń i jak dobrze się nią posługuje. Powinna, ale nie wiedzieć, czemu, na myśl przyszło jej zupełnie inne pytanie:- Pod tą maską złości i okrucieństwa kryje się inny człowiek, prawda? – spytała cicho, ale wyraźnie. Jeżeli nie był dość pijany, pogrąży się, ale nazbyt zaczął ją fascynować, aby mogła stracić okazję na zadanie takiego pytania.

Nawet na nią nie spojrzał, ale w momencie, gdy pociągał mocny łyk wina zastanawiał się na odpowiedzią. Strużki krwistej cieczy spłynęły mu po brodzie i skapnęły na kubrak. Otarł się ponownie rękawem, któremu przydałoby się porządne pranie i spojrzał na dziewczynę w blasku trzaskającego ognia. –Gdzie tam.. –mruknął ostatkiem sił starając się by wyglądać groźnie. – A ty zawsze taka wojująca jesteś? –rzucił pytaniem na pytanie i czknął porządnie o mały włos a nie dusząc się przy tym. Po tym zmierzył ją zapijaczonym wzrokiem i dopił wino.

- Nie, nie jestem - powiedziała cicho przenosząc wzrok na ognisko.
Nie dodała nic o tym, że wojująca była dlatego, że ciągle ją irytował, krzyczał i je rozkazywał. W głębi duszy była delikatna, a czasami słaba i zagubiona, ale nie pozwoliłaby sobie na pokazanie tego przed mężczyzną, zwłaszcza przed tym.
Zastanowiła się chwilę nad jego odpowiedzią… Zaprzeczył, ale i tak wiedziała już swoje. A może się myliła… Nie, jednak nie. Ale przedarcie się przez tę skorupę zajmie dużo czasu, zabierze dużo nerwów i wyciśnie dużo łez. Czy był kolejną przygodą, jaką Los postawił na jej drodze? Kolejnym… wyzwaniem?
Przez to wszystko zapomniała go nie znosić i zachmurzyła się jeszcze bardziej, mając nadzieję, że wkrótce wino zmusi go do uśnięcia.

Gisborne’a napadł jednak wyśmienity humorek. Zachichotał niemo pod nosem i czknął nagle. Po tym zagarnął ją do siebie, ale nie wycelował i zwalił się na ziemię tuż za jej plecami. Pozostał już w takiej pozycji ‘na leżaka’ sącząc resztki wina z bukłaku. –Jakaaa.. ładna noc! I ta trawa! Jaka.. zielona…!! –oznajmił i czknął cicho wpatrując się w trawę tuż przed nosem.. Przykre było to, że nie był w stanie myśleć o niczym innym jak o tempie wzrostu trawy na łące.. Wyciągnął rękę w tył po drodze jednak napotykając biodro Ariry.

Arira postanowiła ignorować dziwne zachowanie Guy`a i uspokoić go dopiero, gdyby zaczął zbyt głośno krzyczeć. Nie chciała, aby przez jego… wątpliwy stan zbiegły się tu dzikie zwierzęta i uczyniły z nich nocny posiłek.
Ignorowała go dopóki nie poczuła czegoś ciężkiego i ciepłego na udzie. Odwróciła się… dłoń! Jak on śmie… a nie, wcale nie śmie, po prostu chyba próbował przytulić trawę, do której zapałał nagle gorącą miłością, ale nie udało mu się wycelować.
Dziewczyna poderwała się, bo poczuła, że jego dłoń ją parzy, choć nie wiedziała, czy spowodowała to złość, czy zgoła inne odczucie. Jak to niedobrze, że ciało nie rozumiało czegoś takiego, jak zirytowanie i pogarda. Na wszelkie wypadek otrzepała się, jakby jego dotyk miał na nią przenieść jakieś niewidzialne zagrożenie i spojrzała na Guy`a.
- Może… poszedłbyś spać? - spytała niepewnie.

Ten oderwał wzrok od trawy i uniósł się ciężko na rękach. Szło mu to nieporadnie, ale pijacki uśmiech nie schodził mu z twarzy. Tym razem jednak nabrał już kpiarskiej barwy, widać, że pierwsze upojenie mu przechodziło. –Gdzie się tak zrywasz.. dziewczyno. –wychrypiał postępując w jej kierunku kilka chwiejnych kroków.

Niemądre pytanie, pomyślała, wydawało mu się, że jego nietrzeźwe towarzystwo ją cieszyło? Czy może pragnął, aby podzieliła z nim miłość do rosnącej trawy?...
- Jeżeli mamy jutro być silni i wypoczęci na podróż, chyba czas kłaść się spać – powiedziała, próbując uspokoić serce. Wciąż czuła na biodrze dotyk jego dłoni.

Wzruszył ramionami i opadł na swoje legowisko. Spojrzał na nią zamglonym spojrzeniem –Będziesz tak sterczeć czy kładziemy się spać? –czknął cicho i poklepał koc z dziwnym uśmieszkiem.

Arira poczuła, jak brew bez pytania unosi się jej do góry. Ten gest miał być zaproszeniem do spania obok siebie? Żartował? Nie, nie żartował, po prostu był pijany i zapomniał być dla niej opryskliwy, a krzyczeć nie miał siły, więc czasem tylko powarkiwał, ale chyba tylko pro forma.
Dziewczyna odwróciła się i poszła do swojego konia. Odpięła z tyłu siodła swoje futro i płachtę materiału i wróciła, ale usadowiła się dokładnie naprzeciw siedzącego przy ognisk Guy`a. Nic nie mówiąc, zaczęła rozkładać posłanie.

Mężczyzna spojrzał na nią i westchnął. –Już się tak nie bocz! –czknięcie.-Przecież cię nie zjem! Noc zimna, będzie nam cieplej! –dodał uśmiechając się nieco za krzywo, ale to jedynie przez duże upojenie alkoholowe.

Arira pokręciła głową. Chyba nie było możliwości, aby mu dziś odmówić. Poza tym… chyba było jej go żal w jakiś sposób. Nawet coraz bardziej. Choć wciąż któraś część niej chciała ucieczki, uświadamiała sobie co chwilę, że raz za razem rezygnowała z okazji ku temu i zostawała. Była na siebie coraz bardziej wściekła i liczyła, że w końcu wróci jej rozum.
Teraz jednak chyba nie było wyjścia, musiała mu ulec, bo za chwilę i tak ponowiłby propozycję. Wstała więc ze swojego posłania, zabrała z sobą materiał do okrycia się i usiadła obok Guy`a, blisko… Może za blisko? To nic, pomyślała, i tak zaraz uśnie.
- Wydawało mi się, że ognisko daje nam dość ciepła, ale jeśli tak chcesz… - uśmiechnęła się blado, zaraz potem zrozumiała, że uśmiechnęła się do niego po raz pierwszy w życiu.

Odwzajemnił uśmiech zadowolony, że wreszcie obeszło się bez krzyków. Wpatrzył się więc w płomienie i westchnął. Po fazie głupawi, i złości zazwyczaj zaczynał się rozklejać.. Gdyby więc był w stanie to zauważyć, na pewno upiłby się jak najszybciej, by do tego nie dopuścić lub położyłby się spać.. –Już nie chcesz uciec? –zapytał łypiąc na nią spode łba. Pomyślał, że może faktycznie nie był zbyt miły na początku ich znajomości. W końcu jak dojadą do posiadłości będzie mógł jej się jakoś odwdzięczyć za uratowanie skóry. Ale niech ona tylko nie myśli, że robię to z wdzięczności! –fuknął na siebie w myślach by chociaż tam gdzieś w głębi zachować fason zimnego podłego faceta..

- Nie chcę – odparła nie wpatrując się w ognisko, a w niego – Być może nigdy bym nie chciała, gdybyś prosił, a nie rozkazywał.
Westchnęła i także spojrzała w ogień. Dziwny ten Los... Popycha ludzi w sytuacje, w których nigdy nie chcieliby się znaleźć i każe radzić sobie, jako jedyną broń dając własne serce. Zabawny ten Los, pomyślała, nie można od niego uciec i nie można na niego liczyć, a jednak nie jest wrogiem, a nawet nie czujemy się jego niewolnikami.
- Rozmawiałam z ludźmi w zamku.. – powiedziała po chwili – Szeryf… to twój przyjaciel, prawda?

Guy skrzywił się gdy to usłyszał. –Można tak powiedzieć.. –mruknął grzebiąc patykiem w ogniu. Nie patrzył na jej twarz. Nie miał na to siły teraz.. – Na pewno pracuje dla niego. Staram się być mu wiernym sługą. –mruknął, ale zabrzmiało to zimno, sztywno i obco. W sumie sam nie wiedział dlaczego się przy nim trzyma. Bo sam pożądał władzy? Lubił ją, jej smak, a taka posada dawała mu dużo? Chyba tak.. –Widzę, że lubisz rozmawiać z ludźmi. –zaśmiał się ponuro. –Czego jeszcze się dowiedziałaś?

Arira westchnęła w duchu. To nie brzmiało jak przyjaźń, a to, czego dowiedziała się w zamku potwierdzało jej spostrzeżenia, ale tego postanowiła mu nie mówić. Na razie przynajmniej.
- Czego się dowiedziałam? - powtórzyła cicho - Próbowałam dowiedzieć się na czym stoję i w czyją… niewolę się dostałam. Choć większość boi się mówić, wszyscy uważają cię za bezlitosnego łajdaka - powiedziała najspokojniej na świecie - Nie lubią zwłaszcza, kiedy przyjeżdżasz po podatki…
Celowo wybrała z wiedzy, którą otrzymała od służących, jedynie to, co mogło stać się punktem wyjścia do rozmowy o nim. Miała tylko nadzieję, że wino otępiło jego zmysły na tyle, aby się nie zorientował

Zamyślił się nad odpowiedzią. Coś mu świtało, że nie powinien mówić, ale.. Było mu tak dobrze. Siedział sobie przed ogniskiem, pod gołym niebem, koło niego śliczna dziewczyna.. Szeryf gdzieś daleko, nie najdzie go i nie przeszkodzi mu w niczym. Westchnął ponownie, coś za dużo wzdycham dzisiaj, pomyślał i uśmiechnął się półgębkiem. –Parszywa robota i parszywi ludzie. Nie płacą to niech się liczą, że nie będę dla nich łaskawy. A to, że niektórymi trochę potrząsnę.. To już nie moja wina a ich. Nie mogę im pobłażać w każdej sprawie! Widziałaś jak potem.. włażą ci na głowę. –Mruknął i w końcu spojrzał na nią, tym razem pijacko uważnie. –Gdybyś zamieniła się ze mną na jeden dzień całą tą fuchą zrozumiałabyś, że nie mogę sobie pozwolić na takie zachowanie. Nawet wobec zakładników! –to mówiąc zbil ją groźnym wzrokiem, ale nic więcej nie powiedział. Natomiast zaczął zabierać się do kolejnego bukłaka.. Jak tak dalej pójdzie wypije wszystko dzisiaj… pomyślał.

Nie, nie mogła się z nim zgodzić. Rozumiała, że nie zawsze mógł spełnić ich prośby i żądania, a z doświadczenia wiedziała, że ludzie wsi mają zapędy do lenistwa i oczekiwania, aby władze ich wyżywiły i ubrały, ale to, jak postępował z tymi ludźmi… Nie chcieliby go roznieść na widłach jedynie za to, że w spichlerzu nie było dla nich ziarna; już wiele razy musiał zajść im za skórę w czasie zbierania podatków, wiele razy musiał ich… torturować i mordować. Przełknęła ciężej ślinę, bo właśnie uświadomiła sobie obok jakiego człowieka siedziała.
- Być może masz rację - odparła - Choć wydaje mi się, że gdybyś był dla ludzi odrobinę milszy, oni byliby milsi dla ciebie. Ludzie nie mają za co płacić podatków, które przeważnie są za wysokie, a i tak są karani tak, jakby nie płacili ze złej woli.

Widząc jej markotną minę wypił byczego łyka i czknął. Wesołe świetliki przygasły już do reszty, kompletnie sprawiając z niego ponurego gościa. Podetknłą jej niemrawo bukłak.
–Naaapi.. Napoj.. Trzym!.. –mruknął z trudem i zgarbił się do reszty. –Bo bo.. ja no ci wcale zły.. –czkniecie- zły nie jestym jes.. jes.. tem! –oznajmił. –Tylko oni tak troszkeee.. tak troszkee wydziwioją… wydzi.. wydziwia.. ją.. –po tak trudnej przemowie skapitulował i pozwolił, by ona mówiła dalej. Cokolwiek chciałaby wiedzieć, teraz był dobry moment. Guy rozkleił się za sprawą mocnego trunku i nie był w stanie kontrolować niczego. No może poza swoją chucią, ale i z tym było coraz słabiej.

Niestety Arira niewiele zrozumiała z jego bełkotliwej i krótkiej wypowiedzi. Wydziwiają? Chciał jej powiedzieć, że są aż tak uciążliwi, że musi być dla nich okrutny, czy że przesadzają w opowieściach o jego okrucieństwie? Zapewne i tak teraz nie dowiedziałaby się tego, próba podjęcia z nim jakiejkolwiek racjonalnej rozmowy z góry skazana była na niepowodzenie.
Dziewczyna przysunęła się jeszcze bliżej niego.
- Guy - po raz pierwszy zwróciła się doń po imieniu - Ale czy nie czujesz się… samotny?

Gdyby był trzeźwy… Zbiłby ją płazem miecza, ale, że był pijany w sztok sam zbliżył się do niej odrobinkę i wybełkotał: -Czasssami.. Ale, ja się jusz.. już.. przyzwycza.. przywy.. To norma.. –mruknął zrezygnowany. Język strasznie mu się plątał. Popił więc wszystko mocnym winem i czując jak blisko Arira jest przy nim położył dłoń na ziemi tuż przy jej udzie.

Arira spojrzała niepewnie na dłoń Guy`a, która znalazła się niebezpiecznie blisko jej uda. Kolejny etap upojenia winem?, pomyślała. No, kiedy jutro wytrzeźwieje będzie podwójnie wściekły przez rzeczy, które wyznał jej tego wieczoru. Będzie musiała przygotować uszy na dwa razy więcej wrzasków, które będą miały na powrót narysować jego obraz jako niedostępnego tyrana.
Taki jak teraz był do zaakceptowania. Może nawet… rozczulał ją? Nie! Stanowczo nie. Nie może pozwolić sobie na takie myśli, była wobec niego zobowiązana jako wobec człowieka, to wszystko.
- Może jednak położysz się już spać? - zagadnęła łagodnie - Ze stanu w jaki się wprawiłeś będziesz się leczył z tydzień - mruknęła.

-Gdzie taaamm.! –oznajmił zadowolony i puknął się w łepetyne. –Mam moc.. mocne.. mocna.. Mocną głowę! –uśmiechnął się w ognisko jednak już po chwili leżał na trawie wyciągnięty jak płaszczka. Jego ręka lawirowała niebezpiecznie niedaleko uda Ariry.

Dziewczyna spojrzała ze zrezygnowaniem na błądzącą dłoń. Powinna wstać i odejść, ale wtedy Guy znów poczuje się niekochany i samotny i zacznie ją wołać i, jak już zdążyła się przekonać, będzie robił to tak długo, aż dla świętego spokoju do niego wróci. To, że usiadła bliżej niego, niż powinna, na razie postanowiła nie roztrząsać. Ot, żeby nie dajcie bogowie nie dojść do dziwnych wniosków…
Jeżeli jednak się nie poruszy, ta łapa ją w końcu dosięgnie! Oczywiście mogła znów przesunąć się w bok, ale nie chciała uciekając przed ręką Guy`a wejść w ognisko i narobić wrzasku na cały las. Jedynym co jej pozostało to… Westchnęła w myślach i schwyciła w dłonie jego rękę unosząc ją lekko do góry. No, postąpiła trochę nierozsądnie, ale przynajmniej ocaliła udo.

Ten usatysfakcjonowany, że w końcu trafił na coś co nie okazało się niedopałkami i rozżarzonymi drewienkami z lubością chwycił jej dłoń i przyciągnął do siebie spoglądając na jej twarz kompletnie mlecznymi oczyma. Cuchnęło od niego kwaśnym winem, a sam obiekt co jakiś czas starał się powstrzymywać od czknięcia, by nie rozpraszać samego siebie w patrzeniu na dziewczynę. –A wie.. A wie.. No bo wie.. A bo ja ogól.. Ogo.. Ogólnie to jessstem fajny chłop! –sapnął z uśmiechem na zapijaczonej mordzie.

Arira patrzyła na niego niemal przerażona. Naprawdę bezpieczniej czuła się w jego towarzystwie, kiedy był niemiły i oschły. Teraz ten sam człowiek, który chciał skazać ją na powolny zgon w zimnym, ciemnym lochu, wpatrywał się w nią jakoś dziwnie… Ale kiedy patrzył tak na nią… Poczuła, że coś zaczyna w niej pękać. Może tego właśnie chciał? Może naprawdę czuł się samotny i opuszczony? Może…
Nie dokończyła ostatniej myśli, bo jej ramiona niespodziewanie powędrowały do przodu i objęły Guy`a z Gisborne, mężczyznę, którego jeszcze dziś rano utopiłaby w łyżce wody.
Przyciągnęła go lekko do siebie i oparła brodę o jego głowę, delikatnie go kołysząc.
- Wiem, że jesteś fajny chłop - uśmiechnęła się czule - Wiem…

Guy już nic więcej nie mówił tylko posapywał cichutko wpatrując się w ognisko. Trzeba było przyznać, że kobieta tuliła lepiej niż tysiąc nałożnic, jakie w swoim życiu spotkał. Powoli i mimo woli zaczął zapadać w pijacki sen. A taką miał ochotę ją zarżnąć.. Ludzie, co to wino robi z człowiekiem, pomyślał na ostatku i odpłynął w niebyt. Czy to się dziewczynie podobało czy nie trzymał ją przy sobie jak to lord miał w zwyczaju pochrapując cicho jak suseł na polanie, a noc wcale nie wydawała się już taka zimna.

Westchnęła widząc, że Guy zasnął w jej ramionach. Los uziemił ją w niewygodnej pozycji, ze swoim oprawcą ufnie w nią wtulonym, no bogowie, no…
- To będzie długa noc - mruknęła pod nosem.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Xenka dnia Sob 23:40, 15 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ForestMan




Dołączył: 04 Sty 2011
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Robin

PostWysłany: Pon 20:21, 10 Sty 2011 Temat postu:

Przeczytałem początek, nie mam narazie czasu jak troche znajde to obiecuje że przeczytam Wink Stwierdzam jednak, masz talent do pisania i świetną wyobraźnie Wink Jednak ja jestem z tych "dobrych" ;D i wolałbym o Robinie Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Xenka




Dołączył: 09 Sty 2011
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Marian

PostWysłany: Pon 20:28, 10 Sty 2011 Temat postu:

Wiesz, ten fanfik nie ma być obrazek podłości Guy`a xD On ma mówić, co by było, gdyby Guy znalazł kobietę, która by go pokochała i zechciała przypomnieć mu, że nie musi robić za pieska Szeryfa. Taka była Meg, no ale jej się wzięło i umarło.
Z czasem, choć powoli i opornie, Guy się zmienia Smile

I bardzo dziękuję Smile Choć podkreślam, że Guy`em pisze druga osoba Smile


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Xenka dnia Pon 20:29, 10 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Xenka




Dołączył: 09 Sty 2011
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Marian

PostWysłany: Pią 22:03, 28 Sty 2011 Temat postu:

Nazajutrz, po powrocie do domu, Arira oznajmiła, że ilość ziół w jej woreczkach gwałtownie się zmniejszyła. Tyle tylko, że był to pretekst do pobycia z samą sobą. Towarzystwo, aż nazbyt liczne, nie przeszkadzało jej w ciągu ostatnich kilkunastu dni. Po prostu musiała oswoić się z myślą, że wrócili tutaj, gdzie sięga władza Szeryfa i gdzie Guy zapewne wróci, przynajmniej w pewnym stopniu, do dawnych nawyków.
W związku z tym kategorycznie odmówiła udania się po zioła na targ i już późnym porankiem przemierzała las, absolutnie ignorując wszelkie rośliny lecznicze, które mijała. Pozbiera je… później. Może.
- Widziałaś go w tych teatrach? O mało nie usypiał…
Klacz, którą prowadziła, prychnęła na znak, że dzieli ból z Arirą.
- Nie ma w nim ani odrobiny artystycznej duszy, żadnego wyczucia sztuki, żadnej wrażliwości na piękno. Nie zdziwiłabym się – stanęła i spojrzała koniowi w oczy – gdyby okazało się, że nic nie rozumiał z tych wszystkich sztuk. To znaczy… - ruszyła dalej – obcowanie ze sztuką wymaga… no, czegoś takiego, czego Guy absolutnie nie ma. Sama rozumiesz. Czy ja rozmawiam z koniem? – spytała klaczy, która z litości podarowała sobie parsknięcie i uczciła całą sytuację chwilą ciszy.
Zamilkła i pogrążyła się na powrót w swoich myślach. Nie uszła jednak stu kroków, kiedy pomiędzy pobliskimi krzakami dostrzegła gwałtowną szamotaninę. Przywiązała szybko konia do najbliższego drzewa i upewniając się, że ma w dłoni kostur, pobiegła przed siebie.
Kiedy nieco zziajana wpadła na pole walki, okazało się, że cała wielka wojna to dwóch uzbrojonych mężczyzn atakujących kobietę. Ciekawą kobietę… Ciekawą, bo od razu zdało się Arirze, że jest do kogoś podobna, ale teraz nie mogła o tym myśleć. Choć kobieta całkiem dobrze radziła sobie z napastnikami, Arira postanowiła ruszyć do walki i już po kilku chwilach posłały mężczyzn w długi, kilkugodzinny sen.
- Jest ich tu więcej… - powiedziała wystraszona kobiety.
- Kto? Kto cię atakuje i dlaczego?
- Wybacz – czarnowłosa uśmiechnęła się lekko – Nazywam się Isabella, a ci ludzie to straż mojego męża od którego uciekłam.
- Jakiś twardy typek, co? – prychnęła Arira, opierając się na kosturze.
- Ten człowiek nigdy mnie nie kochał, a ja nie kochałam jego – odparła z goryczą kobieta.
- Więc dlaczego za niego wyszłaś? – zdziwiła się dziewczyna.
- Nie miałam wyboru. Nie ma czasu. Musimy się ukryć.
Rzeczywiście, lepiej było nie pozostawać tutaj, gdzie, zdaniem nowopoznanej Isabelli, aż roiło się od straży. Dziewczyna chwyciła Isabellę za przegub i obie pobiegły w stronę konia Ariry. Tym razem obyło się bez przygód i po chwili obie siedziały na koniu.
Arira popędziła zwierzę i w bardzo krótkim czasie przebyły dystans, który dzielił je od posiadłości Guy`a.
Kiedy zeskoczyły z konia, a Arira zapewniła Isabellę, że tutaj będą bezpieczne, nie wytrzymała. Musiała spytać.
- Dlaczego wyszłaś za człowieka, którego nie kochałaś? Który posyła za tobą straż?
- To mój brat… - odparła z goryczą Isabella. W ogóle Arirze zdało się, że cokolwiek mówi ta kobieta, ma to nutkę rozżalenia, goryczy, smutku… i nienawiści – Pomyśl o najpodlejszym, najnikczemniejszym człowieku, jakiego kiedykolwiek spotkałaś, a jeszcze daleko będzie ci do zrozumienia, kim był mój brat.
Arira natychmiast pomyślała o Guy`u, przynajmniej takim, jakim był, kiedy go poznała.
- Znam jednego takiego człowieka – uśmiechnęła się – I to jego dom.
- Mam nadzieję, że nie będzie miał nic przeciwko temu, żebym zatrzymała się tu na dzień lub dwa?
- W żadnym razie – dziewczyna uśmiechnęła się i wzięła Isabellę pod rękę – W gruncie to bardzo dobry człowiek. Tylko… trochę nerwowy.
Obie kobiety dumnie wkroczyły do domu. Guy`a szukać długo nie musiały, siedział w głównej izbie. Tyle tylko, że na jego widok Isabella niebezpiecznie zbladła.
- Mon frere! – krzyknęła.
Sam też zbielał na twarzy i wytrzeszczył niebezpiecznie oczy. Wszystko co trzymał w ręce: papiery, teczki i kałamarz o mało mu nie wypadły powstrzymane asekuracyjnym ruchem dłoni.
-Isabellla! - warknął, a raczej krzyknął zdziwiony Guy odkładając wszystko co trzymał na stół i podchodząc do nich niebezpiecznie szybkim krokiem.
-Co ty tu robisz?! - warknął napastliwie.
- Co robię? Uciekam od koszmaru, który na mnie zesłałeś.. - skrzywiła się Isabella.
Arira jednak nie byłaby sobą, gdyby się nie wtrąciła. Nie mogła uwierzyć, że to ta sama kobieta, o której opowiadał jej Guy...
- Chwileczkę, ustalmy coś - uśmiechnęła się niepewnie, wchodząc pomiędzy Guy`a i Isabellę. Ot, na wszelki wypadek - To TA Isabella?
- Widzę, że znasz całą historię... - wtrąciła Isabella, wbijając wzrok w podłogę.
- Tylko trochę - zapewniła Arira i na powrót spojrzała na Guy`a, oczekując odpowiedzi.
- To wracaj do swojego prześladowcy! - warknął. - Dla ciebie miejsca tu nie ma! - dodał z niewyobrażalna agresją wobec niej. Nie chciał jej tu, dał za nią dużo więc niech teraz wykonuje to do czego ją przeznaczył. Niech będzie dobrą żoną i matką, niech zniknie z jego życia, a jego to gówno będzie obchodzić.
-Arira nie wtrącaj się. - dodał odsuwając ją delikatnie od Isabelli.
W pierwszym odruchu Arira chciała na niego warknąć, ale potem przyszło jej na myśl, że być może we dwoje, on i Isabella, lepiej się dogadają. Guy pokrzyczy i w końcu zgodzi się, żeby Isabella tu została. Zawsze tak było, czyż nie? A może nie? Może tylko wobec niej był taki... uległy? Ustępliwy?
- Zostawię was samych... - powiedziała cicho i odwróciła się, aby odejść, ale wtedy Isabella powstrzymała ją, chwytając za ramię.
- Nie odchodź, proszę.
Arira zmarszczyła brwi, ale była pewna, co musi zrobić. Musi zostać.
- Zostanę, oczywiście - zapewniła Isabellę i ujęła ją za dłoń, żeby dodać jej otuchy.
- Guy, nie wierzę, że mógłbyś skazać mnie na to po raz drugi... - powiedziała Isabella, jak zwykle z goryczą - Jestem twoją siostrą i proszę cię o opiekę, kiedy dzieje mi się krzywda. Nie wierzę, że mógłbyś odrzucić moją prośbę. Musisz choć trochę czuć się za mnie odpowiedzialny...
Stał z kamienną miną zastanawiając się jak długo jeszcze ten babsztyl będzie go nękać swoimi kłamstwami. Nawet na nią nie patrzył, bo mu się nie chciało. Kiedy skończyła wylewać swoje żale nachylił się do niej i z chamskim uśmiechem parsknął:
-Ani mi się śni! Wracasz do niego! Byłem za ciebie odpowiedzialny! Wydałem cię za mąż, żebyś nie musiała się martwić o nic więcej! Powinnaś mi być wdzięczna!
- Guy, przestań! - warknęła Arira i szturchnęła go, odtrącając od Isabelli - Co się z tobą dzieje?!
Przeklęte miasto... Jak się spodziewała, po powrocie tutaj wszystko wróciło do normy. Guy na powrót stał się zimny i zły, wściekły, nie wiadomo o co, na cały świat. Tyle tylko, że teraz przesadzał. Zniszczył życie swojej siostrze raz, teraz chciał zrobić to drugi raz. Ale na to nie miała zamiaru pozwolić.
- Isabella z nami zostanie - oświadczyła hardo - A potem postaramy się znaleźć dla niej jakieś bezpieczne miejsce. Nie jest niczyją niewolnicą. Postanowiła odejść do męża i miała do tego prawo. Nie bądź taki... - zająknęła się, bo nie bardzo wiedziała, co chce powiedzieć - ... taki, jaki nie byłeś przez ostatnie trzy tygodnie.
-Taki czyli jaki? - pociągnął ją za język z wrednym wyrazem zacięcia na twarzy. Miał tego dość, miał dość siostry, Ariry i tego, że znowu wymusiła na nim decyzję. Bo przecież on i tak się zgodzi. Idiota i tak ulegnie i pozwoli na to, by ta poczwara zamieszkała z nimi. -Ale tylko do jutra - parsknął i odszedł rozwścieczony.
Arira ze smutkiem w oczach odprowadziła go wzrokiem.

***

Arira, wiedząc, że obrażony Guy i tak nie wychyli teraz nosa ze swojej komnaty, sama zaprowadziła Isabellę do jednego z pokoi, w którym ta, na czas na razie nie określony, miała mieszkać.
Kiedy tylko weszły do komnaty, dziewczyna zainteresowała się raną, o której zapomniała w czasie kłótni z Guy`em. Nie było to nic poważnego, ale warto by to przemyć.
- Mogę to opatrzyć? – spytała.
- Jeśli chcesz – uśmiechnęła się lekko Isabella.
Miała na sobie sukienkę z odsłoniętymi ramionami, dzięki temu wystarczyło jedynie zsunąć materiał do łokcia, aby dostać się do rany.
Arira prędko uwinęła się z przygotowaniem ciepłej wody. W końcu usiadła obok Isabelli i zaczęła przemywać jej ranę. Robiła to delikatnie i ostrożnie, ale w jej ruchach nie czuć było czułości, która uruchamiała jej się, kiedy opatrywała Guy`a.
- Więc? Opowiesz mi? – spytała Isabella.
- Co?
- O tym, skąd ktoś taki, jak ty, wziął się w domu Guy`a. I jak to się stało, że ma na niego taki wpływ.
Arira uśmiechnęła się. Nawet szerzej, niż chciała. Miło połechtały ją słowa Isabelli.
- To długa historia – odparła – I nie sądzę, żebym miała na niego aż taki wpływ.
- Och, uwierz mi, że masz – uśmiechnęła się smutno Isabella – Nigdy wcześniej nie widziałam, żeby Guy liczył się ze zdaniem kogoś od kogo nie jest zależny. Tym bardziej ze zdaniem kobiety.
- Wiesz, gdzie leży problem? Znam go kilka miesięcy i spotykamy na drodze ludzi, którzy go nienawidzą i boją się go… Ale Guy taki, jakim jest teraz, to jedyny Guy, jakiego ja znam. Tak – przyznała – porywczy, agresywny, ale przy tym dobry i mężny. Nigdy nie poznałam innego Guy`a.
- Masz szczęście – kobieta uśmiechnęła się gorzko.
- On się zmienił, wiesz? – spytała łagodnie Arira.
Isabella roześmiała się.
- Chciałabym to zobaczyć… Gdyby nie ty, przepędziłby mnie dzisiaj z domu.
- Ale byłam tu – uśmiechnęła się dziewczyna.
- Tym się zajmujesz u jego boku?
- Chyba tak… Pilnuję, że na powrót nie zaślepiła go złość i nienawiść. Żeby nie stał się bezdusznym rzeźnikiem.
- Wygląda na to, że na razie nieźle ci to idzie. Guy nigdy nie umiał podchodzić do kobiet. Ale kiedy już kogoś pokochał, jego uczucia były silne i nigdy nie nudził się kobietą. To one zawsze w końcu odchodziły od niego…
Arira nie była pewna, ale miała wrażenie, że wyczuła w głosie Isabelli nutkę satysfakcji, nutkę… radości z cierpienia Guy`a.
- Tyle mogę dla ciebie teraz zrobić – powiedziała żywiej, żeby rozproszyć tę dziwną, ciężką atmosferę. Dokończyła właśnie bandażowanie ramienia Isabelli – Pójdę porozmawiać z Guy`em. Czuję, że mnie teraz potrzebuje.
Wstała z łóżka, ale w tym momencie siostra Guy`a chwyciła ją za rękę i zatrzymała. Spojrzała na nią z lękiem, jakby obawiając się, co wyniknie z tej rozmowy.
- Zaufaj mi, Isabello – uśmiechnęła się Arira – Nie pozwolę zrobić ci nic złego. I nie pozwolę, żebyś wróciła do swojego męża.
Isabella podziękowała jej uśmiechem.

***

Arira wyszła z pokoju Isabelli i od razu udała się do jej wspólnej, z Guy`em, izby. Wspólnej, bo od powrotu z podróży, nie wiedzieć kiedy i jak, zrezygnowali bez zbędnych rozmów z oddzielnych sypialni.
O mało co nie zapukała, na szczęście w porę przypomniała sobie, że teraz to i jej komnata. Weszła więc bez ostrzeżenia, ale cichutko i delikatnie, żeby w razie co nie rozbudzać niepotrzebnie jego niestabilnych emocji. Zamknęła powoli drzwi, oparła się o nie plecami i spytała niepewnie:
- Chcesz porozmawiać?
Spojrzał na nią przelotnie odkorkowując kolejną butelkę wina. W nerwach potrafił wlewać w siebie trunki litrami, nawet nie patrząc, że miesza alkohol. Leżał na łóżku rozebrany prawie, że do naga, buty leżały gdzieś przy wejściu, kaftan i koszula rzucone na krzesło wyglądały jakby miały zaraz spaść.
Guy był zły. Wściekły. Rozjuszony. Dlaczego ta mała wywłoka musiała tu przyjść? Myślał, że będzie miał spokój.
-Możemy.. - mruknął słabym głosem i dał upust złości wypijając połowę butelki wina na raz. Zostało jeszcze piwo i coś mocniejszego..
Skrzywiła się, widząc, w jakim jest stanie. I zdziwiła jednocześnie. Jak człowiek mógł w tak krótkim czasie być tak... pijanym? Chyba nie był jeszcze pijany. Chyba. Jeżeli był, nie było sensu rozpoczynać żadnej rozmowy i najlepiej by było, gdyby się wycofała. A nuż znów zapała niespodziewaną miłością do trawy...
- Opatrzyłam ranę Isabelli... - powiedziała, niepewnie zbliżając się w jego stronę. W normalnej sytuacji, w takim negliżu, wzbudziłby w niej podniecenie, ale aktualnie był to obraz nędzy i rozpaczy. Niemal poetycki... - Możesz mi powiedzieć, dlaczego tak bardzo jej nienawidzisz? Masz jakiś powód, o którym nie wiem?
-Miałem nadzieję jej już więcej nie oglądać. - burknął nieco zeźlony. Wcale nie miał ochoty jej widzieć, nie podobało mu się to, że tu była, ale tę in formację już chyba któryś raz wygłaszał w swoim epitafium..
-Wiesz.. Dużo za nią dostałem, jeśli jej mąż tu przyjedzie, może oczekiwać zwrotu pieniędzy.
- Guy, to twoja siostra, chyba jest warta więcej, niż kilka monet?
Spodziewała się po nim tego typu odpowiedzi. Jednak tliła się w niej nadzieja, że zaszły w nim jakieś zmiany, przynajmniej na tyle, żeby siostrę, której zniszczył życie, cenić wyżej, niż pieniądze...
- Poza tym, kimkolwiek jest jej mąż, mówiłeś, że nie widziałeś go od czasu wydania jej za mąż. Nie przyszłoby mu do głowy, że mogła trafić akurat na ciebie, kiedy uciekała. Guy - usiadła obok niego na łóżku, starając się nie myśleć o tym, że jest prawie nagi - Nie widzisz, że los zsyła ci szansę na pogodzenie się z Isabellą? Na wynagrodzenie jej tego wszystkiego
-Ale ja nie chcę odnawiać z nią żadnych znajomości! Nie chce jej niczego wynagradzać! - warknął wściekle. - Jutro odeślę ją do jej męża i nigdy więcej nie będę musiał jej oglądać! Nie po to ją sprzedawałem, by wracała do mnie jak zbity pies! - wziął kolejną butelkę i odkorkował.
I co ona mogła mu powiedzieć? Nie była pewna, czy w ogóle był jakiś sens w rozmawianiu z nim teraz, kiedy nie był w pełni trzeźwy. I nie, nie mogła zgodzić się na to, żeby ją odesłał. Nie tylko dlatego, że obiecała Isabelli wstawić się za nią, ale przede wszystkim dlatego, że byłaby to podłość, na którą nie mogła biernie patrzeć.
- Ona potrzebuje naszej pomocy - odparła, niechętnie patrząc na kolejną butelkę. Ciekawe, która to już? Musiałaby policzyć butle i bukłaki, które walały się po ziemi... - Dlaczego nie chcesz jej pomóc? Ona teraz niczym nie różni się od Alissy lub tamtej dziewczyny w wiosce, którą ocaliłeś. Możesz oszukiwać wszystkich innych, ale nie mnie. Dobrze wiem, że nie byłbyś zdolny do takiego czynu... - powiedziała i na tę chwilę święcie w to wierzyła.
Zaśmiał się paskudnie.
-Alissa czy tamta kurewka to nic w porównaniu z tym padalcem. Nie przekonasz mnie, możesz się na mnie obrazić, ale jestem zdecydowany ją odesłać. - powiedział stanowczo iw cale nie wyglądał na tak pijanego. - Nie martw sie, powiem ją, że błagałaś mnie by została. Nie chcę byś straciła kolejnej nowopoznanej przyjaciółki.
Przytkało ją na chwilę. Chyba nawet na dłuższą chwilę. Nie była pewna, bo wgapiała się tępo w jakiś punkt na podłodze. Nie rozumiała, skąd w nim tyle złości, skąd tyle nienawiści... Dla zasady? Nie, nie mogła uwierzyć, żeby dobrze mu się żyło, pływając w takim jadzie, którym pluł dookoła siebie. A to, że splunął tym jadem w nią, zabolało ją mocniej, niż jej się początkowo zdawało.
- Nie wiem, dlaczego tak nazywasz tamtą dziewczynę... - powiedziała głucho. Wstała z łóżka i podeszła do komody, stając tyłem do niego - Wiesz jak to jest, kiedy ktoś cię gwałci? Kiedy nie jesteś w stanie wyzwolić się z objęć, która cię brzydzą i kiedy ktoś wdziera się w ciebie brutalnie, nie zważając na to, że krwawisz, jakbyś już umierał? - uśmiechnęła się gorzko do swoich wspomnień - Jeżeli Isabella stąd odejdzie, ja odejdę razem z nią. Nie pozwolę, żebyś na powrót skazał ją na to wszystko.
-Szantażujesz mnie? - zapytał krótko. Był wściekły na nią, że wymuszała na nim dobre zachowanie. Nie miał ochoty się kłócić szczególnie z nią tak więc dopił wino i jedynie odwrócił się i przykrył pledem.
Odwróciła się do niego, ale za ten czas zdążył się odwrócić i zakopać w koc... Niewiele, najwyraźniej, zrozumiał z tego, co pragnęła mu przekazać. Ale to pewnie przez wino. Taką przynajmniej miała nadzieję...
Jedno z nich musiało być rozsądne i powściągać nerwy. Obeszła więc łóżko, aby podejść do niego z przodu i kucnęła, żeby jej twarz znajdowała się naprzeciw jego.
- Wiesz, że cię nie szantażuję i że nie zrobiłabym niczego przeciwko tobie... - powiedziała łagodnie - Ale proszę cię... błagam, żebyś nie odsyłał Isabelli.
-Robisz to i powoli zaczyna mi to działać na nerwy.. - wysyczał zakryty kocem po nos. Czuł, że od mieszania alkoholi robi mu się strasznie słabo i powoli nie może wytrzymać zaduchu panującego w komnacie. - Usilnie starasz się wymóc na mnie dobre zachowanie nie licząc się z tym, że nie chce się zmieniać. W pewnych sytuacjach daje się przekonać, ale w tej nie dam. Nie chce jej w MOIM domu i na pewno nie zagrzeje tu długo miejsca. Nie musi wracać do męża, ale niech nie będzie jej tutaj.
- Masz rację - powiedziała cicho - Wymuszałam na tobie pewne zachowania, a nigdy nie powinnam była tego robić - ani myśleć, że mógłbyś się stać dobrym człowiekiem, pomyślała. Robiłeś to wszystko dla mnie, przeze mnie, nie czując zupełnie nic..., westchnęła w myślach.
- Przepraszam, Guy. Tak, nie liczyłam się z twoim zdaniem, zmuszając cię do robienia tego, czego nie chciałeś. Zrozumiałam swój błąd i więcej go nie powtórzę. W stosunku do Isabelli postąpisz tak, jak uznasz za stosowne. Nie będę więcej oczekiwała od ciebie wymuszonego, sztucznego dobra.
Wyprostowała się i dodała:
- Zostawię cię dziś samego, żebyś mógł uporządkować myśli - i wytrzeźwieć, pomyślała.
Nawet jej nie odpowiedział a jedynie przekręcił się na drugi bok i zasnął słodkim pijackim snem.

***

Nazajutrz wstał dość wcześnie i pomimo uczucia, że w głowie lata mu stado rozwrzeszczanych smoków zszedł do sali, żeby zapewne w towarzystwie Allana i Alissy zjeść śniadanie. Okazało się, że tej dwójki nie ma, zniknęli sobie od rana z oczu. Cieszył się nawet bardzo, miał z głowy Allana i bachora, którego trzymali teraz w zamku. Zwierzątek nigdy nie za wiele, ale wiadomo jak zwierzątka są pokroju Allana..
Przy stole natomiast siedział kto inny. Isabella.
Isabella obrzuciła Guy`a dziwnym spojrzeniem. Można by rzec, że niemal kpiarskim. Upić się i uciec od problemów. Jakież to podobne do jej brata... Nie zmienił się przez całe... siedemnaście lat.
Upiła drobny łyk wina z pucharu i uśmiechnęła się do Guy`a, usiłowała zrobić to przyjaźnie, ale coś żmijowatego prześwitywało przez tę minę.
- Jak ci się spało, bracie?
- Dobrze, ale byłoby lepiej, gdyby ciebie tu nie było. - syknął i przysiadł jak najdalej od niej przysuwając do siebie miskę i dzióbiąc kawałek chleba.
Czy od rana musiał spotykać tę żmiję przy śniadaniu? Jej mina nie uszła jego uwadze. Czuł z jej obecności tylko jedno: kłopoty.
Isabella nie odpowiedziała nic na tę zaczepkę. Co najwyżej jej chęć do pogodzenia się z bratem stanowczo zmalała...
- Pomyślałam, że moglibyśmy zacząć od nowa. Nadrobić te utracone siedemnaście lat. Wszystko temu sprzyja, nie uważasz? Nawet twoja... przyjaciółka mnie lubi. Ale najpierw będziesz musiał mnie przeprosić - powiedziała stanowczo – Wiesz za co.
-Chyba sobie kpisz.. - warknął znad talerza. - Nie mam cię za co przepraszać! To był dobry interes i nie żałuje! Powinnaś być mi wdzięczna, że znalazłem ci męża i nie musiałaś dalej siedzieć ze mną! Dałem ci wszystko a ty tym gardzisz! Za to mam cię przepraszać? zapomnij.. - skwitował to wypiciem dużego kielicha wina i zabraniem się do kolejnej porcji jedzenia.
Isabella przełknęła ciężko ślinę, a wraz z nią narastające zirytowanie.
- Nie, chcę, żebyś mnie przeprosił za to, że skazałeś mnie na życie z tym potworem. Guy, miałam zaledwie trzynaście lat! - niemal krzyknęła - A ty sprzedałeś mnie temu potworowi. Wiesz, jak on obchodzi się z kobietami? Nigdy nie przyszło ci na myśl, żeby mnie spytać, czy nie wolałam zostać z sobą? Czym ci zawiniłam, że mnie sprzedałeś? - skrzywiła się.
-Bo dostałem dobra cenę za ciebie! - warknął w końcu trzaskając kielichem aż wino polało mu się po ręce. - Dostałem za ciebie dużo pieniędzy które pozwoliły mi się odbić od dna! - tak w końcu to powiedział. Arira o tym wiedziała i jakoś go nie zlinczowała, ale nie miała charakteru Isabelli więc możliwe, że teraz zginie marnie.
Isabella powoli podniosła się z krzesła. Nie była w stanie ukryć wściekłości, nie była w stanie pohamować gotującej się jej w żyłach krwi Gisborne`ów, która wyzwoliła teraz w jej umyśle niewyobrażalne pokłady nienawiści, okrucieństwa i pragnienia zemsty.
- Chciałam ci wybaczyć, bracie - wysyczała przez zęby - Ale ty nie zasługujesz na moje przebaczenie. Nie zasługujesz na nic. Jesteś potworem, którego nasza matka powinna była poronić. I mam nadzieję, że Arira prędko zrozumie, jaki jesteś i odejdzie, zostawiając cię samego, żebyś zdechł tak, jak na to zasłużyłeś.
-Nie potrzebuje twojego wybaczenia! - krzyknął jak swojski furiat. - Nie chce go i nie będę cię przepraszać! Wyniesiesz się dzisiaj i nie obchodzi mnie czy pójdziesz do męża czy do burdelu! - Jednak kiedy usłyszał drugie zdanie szlag miał dopiero go trafić i to z niewyobrażalnie mocna siłą. - Jak śmiesz mnie tak nazywać! Powinnaś mi być wdzięczna ty niewdzięcznico! Nie mieszaj w to Ariry! - warknął i odskoczył od stołu by złapać Isabelle i najpewniej coś niedobrego z nią zrobić.
Isabella przygotowała się na coś niemiłego, ale w tym samym momencie ze schodów zbiegła Arira.
- Guy! - krzyknęła, niewiele myśląc. Bo i co tu było do myślenia? Ona by się zastanawiała, a Isabella w międzyczasie byłaby przerabiana na krwawy placek...
Zeszła ze schodów już w dużo gorszym humorze, niż wstała rano.
- Co tu się dzieje?
- Guy chciał okazać mi odrobinę rodzinnego uczucia... - warknęła Isabella, mierząc nienawistnym spojrzeniem mężczyznę.
-Chciałem jej pokazać jak ją kocham i wyrzucić na bruk! – warknął siadając ciężko powrotem przy stole i zabierając się do napoczętego posiłku. Nie miał ochoty oglądać Izabelli od rana, a to, że razem z Arirą nawiązały wspólny język wcale mu się nie podobał co powtarzał za każdym razem jak ją widział.
Nie chciał siostry w zamku.
- Gateux! - mruknęła pod nosem Isabella, właściwie szepnęła i Arira miała nadzieję, że nie doszło to do uszu Guy`a. W końcu siostra właśnie nazwała go idiotą!
Isabella usiadła, Arira także, tak po środku, pomiędzy bratem a siostrą, żeby żadne nie czuło się przez nią pokrzywdzone. Nie była pewna, jak dobrze Isabella poznała Guy`a, zanim się rozstali i jak bardzo zmienił się od tego czasu. Być może nie wiedziała, że jeżeli teraz usiadłaby bliżej Isabelli, Guy wpadłby w głęboką depresję na cały tydzień. Była na niego zła, miała ku temu powody z wczoraj, ale nie chciała go krzywdzić. No i mieć kolejnego problemu...
Zapadła niezręczna cisza, która trwała długo, przerywana jedynie odgłosem połykania, ciamkania i chlipania.
- Dzisiaj jest dzień targowy - odezwała się w końcu Arira - Pojadę tam po zioła, których nie udało mi się dzisiaj jednak zebrać...
Oczekiwała odpowiedzi Guy`a, ale odpowiedziała jej nagle Isabella. Pytaniem:
- Czy nie będziesz miała nic przeciwko, jeżeli udam się tam z tobą? - uśmiechnęła się miło.
- Nie - dziewczyna odpowiedziała uśmiechem - Oczywiście, że nie.
- A ty? - zwróciła się do Guy`a - Wybierzesz się z nami?
Guy odburknął coś pod nosem. Arira domyśliła się, że miała to być elegancka wersja „nie” i więcej nie pytała. Zaraz po śniadaniu, wyruszyły z Isabellą na miasto.


[zabójstwo Marion]

Wypuszczony z dłoni sztylet z brzdękiem uderzył o kamienną posadzkę. Właściwie sam jej się wysunął z ręki... A może wypuściła? Nie wiedziała, co robi i co się wokół niej dzieje.
Niebo zaszło ciemnymi, ciężkimi chmurami. Zbierało się na deszcz, którego pierwszym znakiem był zrywający się raz za razem ciężki, zimny wiatr. Tego również nie czuła. Stała wpatrzona w ciało Marion, które przed nią leżało.
O bogowie..., zdodałała jedynie myśleć. Powtórzyła to sobie kolejny raz, kiedy usłyszała za sobą głos. Ostatni głos, który pragnęłaby teraz usłyszeć. Pierwsza część kary Niebios?
- A więc Marion była Nocnym stróżem... - powiedział szeryf, beznamiętnie patrząc na zwłoki - Ty ją zabiłaś? - spojrzał na Arirę.
Dziewczyna spojrzała na niego niepewnie. Odzyskiwała świadomość, ale tylko trochę. Skaże ją na śmierć za to? I bardzo dobrze, niech to zrobi! Pokiwała głową na przytaknięcie.
- Doskonale - ucieszył się szeryf - Gisborne, dopilnujesz, żeby nasza mała przyjaciółka została nagrodzona. Ile jej damy? Dwieście funtów?
Guy oniemiały wpatrywał się w Arire czując, że cały jego świat jaki sobie od nowa tworzył na jej obrazie powolutku, ale boleśnie łamie się i upada w posadach. Popatrywał to na nią to na Marion. Nie kochał jej, ale pomimo tego, gdzieś tam głęboko była mu bliska z niewiadomych przyczyn i czuł dziwny ścisk, kiedy widział ją martwą. O ile badziej by wył z rozpaczy gdyby na jej miejscu było ciało Ariry.
-Myślę.. –Wysapał z trudem. –Że to za mała cena za zabicie naszego wroga.. Szczególnie takiego, który żył pod naszym dachem. ]Miał problemy z mówieniem i nie wiedział co Szeryf pocznie. Czy ją trąci do więzenia, czy wynagrodzi. Zdanie mógł zmienić w każdej chwili.
-Masz racje. Pomyślimy jeszcze nad Twoim wynagrodzeniem. – mrugnął w jej sronę. – A na razie Gisborne postaraj się, by Robin dowiedział się, że jego ukochana zakończyła swoje życie z jej ręki.
Arira przesuwała spojrzenie to na jednego, to na drugiego. Żaden z nich nic nie rozumiał. Nie rozumieli, że wcale nie chciała zabić Marion. Nie chciała zabić nikogo. To był wypadek. Wypadek. A szeryf gratulował jej, jakby była zawodowym zabójcą, który właśnie wypełnił kolejne zlecenie. Było jej niedobrze. Bardzo niedobrze i zimno. Czuła, że na prawej dłoni ma krew. Może powinna chwycić ten sztylet i zabić się? Wystarczyłoby jedno pchnięcie... Pragnęła śmierci. Tu i teraz. Niechże bogowie cisną w nią piorunem.
- Wiedziałem, że za coś musisz ją lubić - uśmiechnął się szeryf. Podszedł do Ariry i okazało się, że nawet od niej jest niższy - Ta żądza krwi... Hamowana przez tyle lat - wymruczał jej niemal w nos.
Dziewczyna odsunęła się od niego i spojrzała z jakimś dziwnym obłędem najpierw na szeryfa, a potem na Guy`a. On także nic nie rozumiał.
- To był wypadek! - krzyknęła - Nie chciałam nikogo zabić... - szepnęła - Ona... szamotałyśmy się, wyjęłam jej sztylet z ręki i... nabiła się na niego...
- Nie mów tak, kochanie, kiedy mam zamiar zaproponować ci coś - uśmiechnął się szeryf - Jeżeli Hood cię nie zabije... - spojrzał na Guy`a - Wybacz, Gisborne - zwrócił na powrót spojrzenie na Arirę - Chciałbym, żebyś zajęła jego miejsce jako moja prawa ręka.
Arira poczuła, że zaraz chyba zemdleje...
Od razu przestał myślec o Arire tylko spojrzał wielkimi oczyma na Szeryfa. Jak on mógł coś takiego.. Czy nie liczył się z tym od jak dawna ten mu służył? Przecież był z nim zawsze, zawsze wierny i oddany wykonywał każde jego polecenie.
Odsunął się o krok od szeryfa robiąc złą ponurą minę. Nie umiał się z nim sprzeczać, więc jedynie skinął głową.
-Gisborne, nie bądź taki smutny! Na pewno znajdzie się dla ciebie jakieś miejsce.. U kowala, na przykład. – drapał się po brodzie w zamyśleniu. – W końcu mieczem machać nie umiesz to może do młota się nadasz..
Arira zdążyła za ten czas odzyskać mowę. Ale tylko trochę. Nie zależało jej zupełnie na tym, co się z nią dalej stanie. Choć nie. Teraz pragnęła, żeby zabił ją szeryf. Najlepiej bez bólu, szybko, tu na miejscu. Obok ciała Marion. Symbolicznie...
- Jesteś potworem - warknęła szeryfowi prosto w nos - Oboje jesteście potworami! - krzyknęła, przenosząc nienawistne spojrzenie na Guy`a. On naprawdę był tylko psem szeryfa. Beznadziejny, niezdolny do samodzielnej egzystencji twór natury!
Poczuła, że kumuluje się w niej złość i nienawiść i jeśli stąd nie odejdzie, za chwilę chyba posypią się kolejne trupy.
Ruszyła przed siebie, ale szeryf delikatnie chwycił ją za ramię:
- Przemyśl to. Jeżeli się zdecydujesz, miejsce będzie na ciebie czekało - wyszczerzył nierówne zęby. Jeden chyba sztuczny? O czym ona myśli!
- Nie pozwolę wam się kłopotać ze ściąganiem tu Robina. Sama się do niego udam i opowiem mu o wszystkim - znów syknęła szeryfowi w nos. No czemu on jej nie zabija?! Może dlatego, że bawi go cała ta sytuacja. Jej miotanie się...
Wyrwała się z uścisku kurdupla i zamaszystym krokiem ruszyła ku wyjściu z zamku. Wiedziała, że Guy nie odważy się iść za nią w obecności szeryfa. Na szczęście!
- Co za pasja... - mruknął z uśmiechem szeryf - I jak głupio marnowana... - dodała z rozczarowaną miną - Ogłoś w mieście śmierć... Lady Marion - zwrócił się do Guy`a - Ale nie wspominaj, że to ona była Nocnym stróżem. Wyjdziemy na idiotów. Tyle lat zwodziła nas kobieta...
Powiódł wzrokiem za oddalającą się Arirą i, wziąwszy Guy`a pod rękę, zagadnął:
- Zbieranie podatku dla księcia idzie coraz lepiej…
Pociągnął Guy`a w stronę swoich komnat.

***

Kiedy Arira wyszła z zamku, gromadzące się chmury zaczęły wyrzucać z siebie pierwsze krople deszczu.
Nie zwracała na to uwagi. Nie próbowała odnaleźć ani Isabelli, ani Allana. Trafią do domu sami. A jeżeli nie, to trudno. Nic ją to nie obchodzi.
Postanowiła dotrzeć do domu Guy`a na nogach. Zajmie jej to z dwie godziny co najmniej, będzie miała czas na przemyślenie tego wszystkiego. A po powrocie zaczeka na Allana. Poprosi go, aby zabrał ją do kryjówki Robina. Żeby mogła mu wyjaśnić, przeprosić go i poprosić, aby ją zabił.
Z czasem deszcz rozpadał się jeszcze mocniej. Istne oberwanie chmury, mocno doprawione silną zawieruchą. Od czasu do czasu żałowała, że jednak nie wzięła konia, ale teraz nic już nie mogła począć. Tylko iść i iść. I nie myśleć. Bo tak naprawdę zrozumiała, że jednak nie chce myśleć. Tylko iść i moknąć.
Było jej bardzo zimno. Powiewy wiatru były tak silne, że aż bolesne. Prędko jej skóra zmieniła kolor na czerwony. Co więcej, miała wrażenie, że krew zaczyna jej chłodnąć w żyłach, a to było równie nieprzyjemne, co niebezpieczne. Niebo płakało i wyło, a ona razem z nim… Przynajmniej w deszczu nikt nie dostrzegał jej łez.
Z radością powitała dom Guy`a. Guy`a, a nie ich. W końcu wczoraj wieczorem podkreślił to dobitnie…
Weszła do środka cicho i powoli. Chciała sobie w spokoju dojść do dawnej komnaty, zamknąć się tam i poczekać na Allana. Ale dzisiaj Niebiosa jej nie sprzyjały.
W głównej izbie nie było nikogo, poza człowiekiem, którego spotykać nie chciała, choć sama nie była pewna, o co jest na niego zła. Był tu tylko Guy.
Widząc ją na początku wcale nie wiedział czy ma wstać czy siedzieć i ją ignorować. Gdzieś tam tyłu brzęczały mu słowa Szeryfa, ale uczucie jakim ją dażył było silniejsze od tego wszystkiego . Wstał bardzo spokojnie i z troską podszedł do niej.
-Wszystko w porządku? –mężczyźni chociaż widzą, że jest źle zawsze zadają to głupie pytanie, a Guy nie był wyjątkiem. Chciał ją objąć, ale przez moment wahał się czy go nie odtrąci lub mnie pobije we wściekłości. W końcu bez pardonu zagarnął ją do siebie. –Wiesz.. Kiedyś musi być ten pierwszy raz. – zażartował, ale czuł, że to jak podanie gówna na kolacje.
Pozwoliła mu się objąć, choć było jej to nie w smak. Już nawet nie dlatego, że była zła i rozgoryczona, ale głownie przez to, że była mokra, ubranie lepiło jej się do ciała i miała ochotę to wszystko z siebie zrzucić choćby tu i teraz i uciec pod pierzynę, albo i do środka samego kominka.
A już tym bardziej nie pocieszyły ją jego słowa...
- Tak, zapomniałam, jak podchodzisz do mordowania... - uśmiechnęła się gorzko - Ale dla mnie to koniec wszystkiego - wysmyknęła mu się z objęć i nawet nie próbowała robić tego delikatnie, czy subtelnie - Nic nie rozumiesz, prawda? - spytała, oddalając się parę kroków - Ja zawsze byłam inna. Moim przeznaczeniem było zostać orędowniczką pokoju, szerzyć na świecie dobro i zrozumienie. A stałam się morderczynią... Zwykłą rzeźniczką... - oparła się ciężko o ścianę. Źle się czuła i wciąż było jej niedobrze - Nie martw się o swoją posadę. Nie mam zamiaru przyjmować propozycji szeryfa.
Potem spojrzała na niego jakoś żałośnie i zupełnie zmieniła ton:
- Przepraszam, Guy. Przepraszam, że pojawiłam się w twoim życiu i że zbliżyłam się do ciebie. Jestem tak bardzo zła i nikczemna, że nigdy nie powinnam już z nikim rozmawiać, żeby nie przelewać na niego mojego zła...
Guy poczuł się.. zatkany jej ostatnią wypowiedzią. Spojrzał na nią ni to kpiarsko ni to.. Jakoś nie mógł sobie wyobrazić Ariry jako morderczyni i dla niego nie była rzeźnikiem.
-Planowałaś to morderstwo? – zapytał spokojnie ignorując jak na razie jej lamenty i podchodząc do szafy i wyciągając koc. – Rozbierz się i okryj tym. Odpowiedz mi tylko czy planowałaś to.
- Oszalałeś? - warknęła napastliwie. Była zła i zaraz chyba popełni kolejne morderstwo, jeśli Guy zacznie jej zadawać takie idiotyczne pytania! Jakby jej nie znał! - Czy ja ci wyglądam na zabójczynię?
Nie, spokojnie, tylko spokojnie... Westchnęła ciężko i postanowiła odpowiedzieć na spokojnie:
- Nie miałam powodów zabijać Marion. Nigdy nie widziałam powodów do zabicia kogokolwiek. Wracałam z lochów, natknęłam się na nią, szamotałyśmy się. Sztylet należał do niej... - przerwała na chwilę, miała dość tej opowieści już na tym etapie - Wyrwałam go jej, a potem nie wiem... Rzuciła się na mnie, a ja trzymałam w ręce ten sztylet i...
Osunęła się na ziemie i klapnęła sobie. Była rzeźnikiem...
- Nie chcę żadnych koców... - mruknęła.
Słysząc odpowiedź uśmiechnął się.
-To teraz ty posłuchaj co sama powiedziałaś i nadal nazywasz siebie mordercą? – podszedł do niej i bez zbędnych pytań zdjął z niej bluzkę i nakrył ją kocem i przytulił. –Nie chciałaś jej zabić, był to wypadek, gdyby TO ONA nie rzuciła się z sztyletem nie zginęłaby. Jeśli ktoś ma mieć tu pretensję do kogokolwiek to na pewno nie do ciebie, a Ty też powinnaś się uspokoić. –pocałował ją w czoło. –Jesteś dobrym człowiekiem i wspaniałą kobietą. –Takie wyznania sprawiały mu trudność, ale zupełnie nie umiał pocieszać więc starał się ze wszystkich sił.- Kochanie?
Nie prostestowała, kiedy ją rozbierał. Było jej wszystko jedno... Chociaż miejsce rozgoryczenia i szoku zajmował powoli smutek. Głęboki smutek.
Mimo tego, poczuła się lepiej, kiedy do niej mówił. Mówił prosto, ale dawał jej do zrozumienia, że nie gardzi nią za to, kim się stała. I chyba po raz pierwszy, po ludzku, okazał, że ją kocha. Bez krzyczenia i furczenia... Dlatego pozwoliła mu się przytulić i pozwoliła sobie na poczucie się słabszą, zależną... Zapewne miał rację - to nie ona sprowokowała walkę. Szamotały się, kiedy Marion wpadła na nią, a ta w odruchu ją przewróciła i zerwała jej maskę. Zapewne Marion nie mogła pozwolić na to, żeby ktoś z otoczenia Guy`a wiedział, że to ona jest Nocnym stróżem. Ale tego mówić mu nie zamierzała. Niech sobie myśli dobrze o Marion... Ona też postanowiła o tym zapomnieć i dobrze o niej myśleć.
- Dziękuję, Guy - szepnęła słabo. Wiedziała, jak wiele trudności muszą mu przysparzać takie wyznania - Kiedy tu szłam, byłam przekonana, że sama wydam się Robinowi. Żeby mnie zabił... Chyba zapomniałam, że mam dla kogo żyć - uśmiechnęła się lekko - I nie chcę już umierać.
Tylko te mokre spodnie i majtki psuły jej romantyczną chwilę...
- Pomożesz mi się rozebrać i usnąć? - poprosiła. Czuła się bardzo słabo.
-Gdybyś poszłą do tego lasu pobiegłbym za tobą, najpierw zabił Robina za sam fakt, że tam poszłaś, nie obchodziłoby mnie czy się zgodził czy nie, a potem ciebie bym chyba zabił za to, że miałąś taki durny pomysł. – zasmiał się cichutko do jej ucha. Pocałował ją czule i przytulił mocno do siebie. W sumie? Nie było to wcale takie trudne..
Wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni. Położył ją delikatnie na pościeli i odwijając koc zajął się jej rzeczami samemu idąc po nowe, nie chciał teraz wołać służących. Wolał by zostali sami.
Tak jej było dobrze... Chociaż oczywiście nie zasługiwała na to i była podłą rzeźniczką, ale i tak było jej dobrze. I ciepło...
Za oknem wciąż lał rzęsisty deszcz. Właśnie teraz doceniła fakt, że nie wiodą koczowniczego trybu życia, tylko mają dom. No, oczywiście dom Guy`a, o czym jej nie pozwalał zapomnieć, ale zawsze to cztery ściany, w dodatku suche i bogato urządzone.
Leżała sobie tak nago pod kocem, a jej myśli szły po dwóch drogach - zabójstwo Marion i to, że będzie musiała udać się na pogrzeb. Tak, zapewne nie powinna, ale musi to zrobić. Dla własnego spokoju ducha. A po drugie - Isabella. Coś jej się zaczęło nie podobać w tej kobiecie, ale być może to tylko przez nerwy.
Kiedy wrócił Guy, instynktownie podciągnęła koc do góry. Po co? Przecież ją widział nago... Głupia!
- Guy, podjęłam pewną decyzję. Chcę być na pogrzebie Marion. Porozmawiać z jej ojcem. Muszę, zrozum, proszę...
Wrócił z jej bielizną i wślizgnął się pod pościel. Nie zamierzał z nią niczego dzisiaj robić. Widział, że jest załąmana i bał się, że inicjatywa z jego strony mogłaby jedynie pogorszyć jej samopoczucie. Przysunął się do niej bliżej i całując ją delikatnie po ramionach wsunął się głębiej pod koce i pod kołdrą założył jej majtki, a potem przez głowę przeciągnął bluzkę.
-Jeśli chcesz, pójdę z tobą. – powiedział odnośnie pogrzebu. – I tak powinienem tam być, anóż Robin się zjawi. Pójdziemy razem, dobrze? – szepnął jej do ucha i pocałował delikatnie w skroń.
- Mhm... - zamruczała cicho i wtuliła się w niego mocno. Bardzo silnie i szczelnie przylgnęła do niego swoim ciałem, kładąc głowę na jego piersi.
Właściwie wolałaby sama iść na ten pogrzeb, żeby móc się w ten sposób ukarać, żeby móc się zadręczać samotnością i wyrzutami sumienia. No, ale skoro pragnął jej towarzyszyć... Nie mogła odmówić. I nie chciała. I nie chciała, żeby kończyła się ta piękna chwila, która teraz trwała. Było jej dobrze i ciepło, mięciutko. Czuła swój ulubiony zapach - zapach jego skóry.
- Jesteś moim dużym, dzielnym wojownikiem - wymruczała mu gdzieś w sutki - Dziękuję ci za wszystko... A teraz sobie pośpię, dobrze?
Pokiwał głową. Sam był strasznie senny, ale nie na tyle by jeszcze zasypiać. Przytulił Arire mocno do siebie silnym ramieniem.
-A ty jesteś moja małą niedojda.. Choć raz. – mruknął cicho. –Śpij już.
Trzymał ją w objęciach i pieścił delikatnie dłonią po ramionach i karku przeczesując palcami aksamitne włosy. Robił to prawie całą noc. Nie mógł spać więc wpatrywał się w tuloną w siebie Arirę. Jutro będzie wyglądać jak trup, ale to co.

***

Minęło kilka dni. Nottingham i sąsiednie wioski obiegła wiadomość o śmierci Marion. Wszyscy byli wstrząśnięci - wszyscy kochali Lady Marion.
Jej pogrzeb zgromadził setki ludzi. Wszyscy pamiętali ją jako dobrą, spokojną kobietę, pełną dobroci dla słabych i potrzebujących. W dzień jej pogrzebu od rana całe Nottingham pełne było płaczu, wycia i skowytów tych, którzy kochali ją za dobre serce.
Po ceremonii w kaplicy, trumna z jej zwłokami została przeniesiona na główny plac zamkowy, jako że tylko on był w stanie pomieścić tylu żałobników.
Kiedy stos z trumną zapłonął, szeryf ustawił się na schodach prowadzących do zamku, tak, aby wyróżniać się z tłumu i aby każdy mógł go słyszeć, i zaczął:
- Lady Marion była wyjątkową kobietą. Ciepłą, dobrą, zawsze gotową do pomocy słabym i potrzebującym. Jej śmierć to dla nas ogromna strata! Długo opłakiwać będziemy odejście Lady Marion! Ta wspaniała, szlachetna kobieta...
Arira nie słuchała dalej przemówienia szeryfa. Pamiętała jego reakcję na widok zmarłej Marion i niedobrze jej się robiło od fałszu, jaki z siebie teraz wylewał. Chciała porozmawiać z Sir Edwardem, wyjaśnić mu wszystko, przeprosić. Musiała chociaż spróbować...
Stał najbliżej stosu pogrzebowego, tępo wpatrzony zaszklonymi oczyma w płomienie.
- Sir Edwardzie... - zaczęła niepewnie - W sprawie Lady Marion...
Nie dokończyła. Uderzył ją w twarz z całej starczej siły, aż postąpiła kilka kroków w tył.
- Nie waż się mówić imienia mojej córki, bezbożnico! Jesteś podłą morderczynią. Obyś sczezła w piekle, nierządnico! - warknął i postąpił jeszcze parę kroków do przodu, aby zostawić ją w tyle i więcej z nią nie rozmawiać.
Nic nie odpowiedziała. Może nawet spodziewała się tego?
Odeszła w hańbie i smutku...
Guy widząc to już chciał dobyć miecza i rzucić się na Sir Edwarda, ale Szeryf powstrzymał go wzrokiem. Schował broń, ale nadal zły podszedł do Edwarda z groźnym spojrzeniem. Nie musiał nic mówić. Wzrok dawał do zrozumienia, że jeśli jeszcze raz dotknie Arire na stosie spłonie tym razem Edward. I w przeciwieństwie do córki, ojciec będzie żywy.
-Arira. – mruknął nadal patrząc na Edwarda. –Wracamy do domu, wali tu trupim swądem.

***

Do domu Guy`a wrócili całą czwórką. Guy, Arira, Isabella i Allan. Bezwiednie podzielili się na dwie grupy, a właściwie Isabella zainicjowała ten podział, ujmując Arirę pod rękę i wysuwając się z nią na przód. Od czasu śmierci Marion, Isabella robiła wszystko, aby zbliżyć się do Ariry. Tyle tylko, że było w tym coś dziwnego. Coś żmijowatego, tak podobnego do Isabelli... Ilekroć usiłowała zyskać zaufanie Ariry, starała się także przekonać ją do tego, jak zły i podły jest Guy. Dzięki temu dziewczyna poznała wiele szczegółów z ich rodzinnego życia, wiele szczegółów na temat śmierci ich matki i wszystkie nieudane romanse Guy`a, których Isabella była świadkiem. A, no i oczywiście fakt, że Guy, mając dwanaście lat, wciąż moczył łóżko...
- Naprawdę myślisz, że możesz zmieć Guy`a? - skrzywiła się Isabella.
- Czemu nie? Ludzie się zmieniają... - Arira palnęła pierwszą rzecz, jaka przyszła jej na myśl. W ogóle nie interesowało ją teraz to, co mówi Isabella. Myślami wciąż była na pogrzebie Marion - Będę przy nim, nawet, jeżeli się nie zmieni.
- Stawiasz go na piedestale... Prędzej czy później z niego spadnie, a twoje nadzieje razem z nim... - uśmiechnęła się gorzko Isabella.
Arira stanęła i wyswobodziła rękę. Miała dość.
- Podejmę to ryzyko - powiedziała łagodnie, ale stanowczo.
Obie weszły do domu i siadły przy stole. Ale nie obok siebie, tylko naprzeciwko... Zaczekały, aż dojdzie Allan i Guy.
Guy od rana miał dość dobry humor. Cały czas starał się wspierać Arire i podnosić ją na duchu, a groźne spojrzenie rzucone Edwardowi poskutkowało bo i na zamku, czy gdziekolwiek indziej, gdy ich spotykał umykał w popłochu. Wchodząc do sali Guy właśnie żarliwie dyskutował z Allanem na temat gospodarki panującej w Nottingham i Robinie, który jest jak mysz polna, która zawsze wykrada ziarno. Mały niewdzięczny szkodnik.
Widząc Arirę uśmiechnął się, a spoglądając na Izabelle mina natychmiast mu zrzedła.
-Nadal tu jesteś?
Zanim Isabella odpowiedziała, Arira zgasiła go zmęczonym głosem:
- Przestań, Guy...
Isabella natomiast zaczekała, aż Guy i Allan usiądą przy stole i dopiero wtedy uśmiechnęła się zjadliwie:
- Słyszałam, bracie, że kiedyś kochałeś tę Marion... Nie wyglądałeś dzisiaj na zbyt załamanego, prawda? - spojrzała na Arirę - Nie oszukuj się, tak samo obeszłaby go twoja śmierć.
Na prawde mało prakowało a chwyciłby ją za ten kudłaty łep i rypnął jej twarzą o blat stołu specjalnie celując w szklany kieliszek od wina, który stał przed nią. Jednak tego nie zrobił.. Chwycił ją świadomie Arirę za dłoń i ścisnął ją jedynie mocno.
-Zazdrościsz, że ciebie mam w dupie, a Arire kocham? – zapytał ze zjadliwym uśmiechem.
Isabella wpiła w niego ostre, lodowate spojrzenie. I tylko raz, tylko przez sekundę drgnął jej jakiś mięsień na twarzy, jakby nieme przytaknięcie Guy`owi. Jakże nienawidziła tego potwora. A teraz miał wszystko, a ona nic. Nie mogła wymówić ani słowa. Mierzyła go jedynie spojrzeniem, a krew Gisborne`ów gotowała się w jej żyłach. Wyrządził jej tyle krzywd i wciąż to on był wygrany. Wciąż to on...
- Nie chcę być zabawny - wtrącił Allan - Ale dzisiaj nie jest dobry dzień na kłótnie.
- Allan ma rację - dołączyła się Arira - Marion nie żyje i jakiekolwiek mamy z nią wspomnienia, zasłużyła na odrobinę szacunku. Więc przestańcie.
Nie podobało jej się, że Guy chwycił ją za dłoń. To był gest dominującego samca, który chwali się swoją zdobyczą. Ale nie chciała wysuwać ręki i zaogniać konfliktu.
- Co z tobą, Isabello? - spytała - Myślałam, że wykorzystasz to niespodziewane spotkania z Guy`em na próbę odnowienia waszej więzi.
Isabella uśmiechnęła się triumfująco. W tym momencie wygrała tę bitwę. Spojrzała hardo na Guy`a:
- No, powiedz jej, jak zareagowałeś, kiedy zaproponowałam ci przyjaźń.
- Guy...? - powiedziała łagodnie Arira.
-Wiesz dobrze co jej powiedziałem. – mruknął i to wcale nie ze wstydu. – Dostałem za nią dobrą cene, dlatego jej się pozbyłem.
Trzymał jej dłoń nie dlatego, że chciał się okazać lepszym, samcem alfa. Po prostu było to dla niego coś normalnego, chciał zaznaczyć, że jeśli nastawi Arire przeciwko niemu pożałuje tego. Nie chciał zaznaczać, że to jego własność, po prostu.. Chciał, by Izabella widziała, że to co robi po kryjomu nie uchodzi jego uwadze i będzie ją bronił przed zgubnym wpływem tej wiedźmy.
Arira uśmiechnęła się nerwowo.
- Chwileczkę... czyli po tym wszystkim, co jej zrobiłeś, ona wyciąga do ciebie rękę na zgodę, a ty to odrzucasz?
- Jestem dla niego niewygodnym przypomnieniem wszystkiego, co zrobił... - powiedziała gorzko Isabella. Naprawdę pragnęła się z nim pogodzić, ale teraz... nie czuła już niczego, tylko pragnienie zemsty - Kiedy spowodowałeś pożar... Nasza matka nie umarła od razu - przełknęła ciężko ślinę i otarła łzę, która uciekła wbrew jej woli - Byłam tam i nie mogłam nic zrobić. Widziałam jak pali się żywcem, krzyczy... I tego nigdy ci nie wybaczę.
-Nie było cię tam! Nie kłam! – wrzasnął rozwścieczony. Nie chciał z nikim rozmawiać na temat śmierci rodziców, a na pewno nie z tą kreaturą. –Stałaś na dworze przy mnie cały czas patrząc jak dom płonie! Nie była to moja wina! Chciałem odgonić tego gnoja, ojca Robina by nie zbliżał się do ojca i matki! Wcale nie podpaliłem domu specjalnie! A ty teraz wracasz tu i broniąc się moim poczuciem winy próbujesz dopiąc swego i mnie pogrążasz w oczach Ariry! –prawie przeskoczył stół i chwycił ją za gorset. – Wyniesiesz się z tego domu sama czy mam cię wytargać za kudły?!
Isabella roześmiała mu się w twarz.
- Co powstrzymuje cię przed zabiciem mnie? Przecież tak bardzo mnie nienawidzisz... Wystarczy jedno, szybkie cięcie mieczem i skończą się wszystkie twoje problemy. Odebrałeś mi życie siedemnaście lat temu, więc czemu nie dokończysz tego, co zacząłeś? Chyba się nie boisz słabej kobiety?
Arira nie ruszała się ze swojego miejsca. Na razie... Chyba dlatego, że wiedziała, że ten moment wszystko rozstrzygnie... I pozna w końcu prawdziwe pobudki Isabelli. A jak na razie, wszystko, co mówiła Isabella, zdawało się być jak syczenie jadowitej żmii. O ileż bardziej niebezpieczna jest Isabella niż Guy, przemknęło jej przez myśl.
- Więc, bracie? Zechcesz odesłać mnie do naszych rodziców, których wspaniałomyślnie nie zabiłeś?
-Nie zabijam. – wycedził Guy patrząc na nią twardo. Naprawdę chciał ją zabić. Marzył o tym od kiedy tu się pojawiła, ale wiedział, że nie może się wyrwać z tymi marzeniami przed Arirą. Czas było się unieść dumą, pomyśleć o błękitnie wyjebistym oceanie i wbijając w nią spojrzenie stać bez ruchu czkając co zrobi ta żmija.
- Opuszczę twój dom, bracie - powiedziała wolno Isabella. Przegrała tę małą bitwę. Chciała zagrać na jego wkurzeniu i nie udało jej się - Ale jeszcze się spotkamy. I zapłacisz za wszystko, co mi zrobiłeś.
Wyminęła go, i nie zwracając uwagę na nikogo, wyszła z domu.
Arira czuła, że więcej tu nie wróci. Nie mogła, bo odkryła swoje zamiary. Swoją twarz.
Pozostał Guy, który stał niemal na środku sali. O dziwo, Allan gdzieś zniknął w międzyczasie... Mógł być miły i przyjacielski, ale zawsze był tchórzliwy. Do tego także powinna była przywyknąć. Wyściubił nos dopiero, kiedy wyszła Isabella.
Arira natomiast wyciągnęła dłoń do Guy`a:
- Chodź do mnie - poprosiła ciepło.
Podszedł do niej bez słowa. Nienawidził swojej siostry, chyba.. Za bardzo już wbił sobie do głowy, że jej nienawidził by dac jej kolejną szansę. Z resztą, przeczuwał, że i tak ta szansa zostałaby zmarnowana. Jednego jednak mógł być pewien. Jeszcze Izabella zawita do niego, a jeśli będzie miała przy sobie ogromny Morgenstern, nie zdziwi się..
-Arira.. Wybacz mi za to wszystko.
Ujęła go za obie dłonie i ucałowała je.
- Myliłam się co do Isabelli. Nigdy nie chciała zgody. Chciała jedynie zemsty, a jej serce jest pełne nienawiści - wstała z krzesła i podeszła do niego - Ja nie powinnam była zmuszać cię do tego, żebyś ją tu przyjmował. Widziałam w niej skrzywdzoną kobietę, która szuka oparcia i pomocy. Ale Isabella pozwoliła, aby jej ból zabił ją już wiele lat temu. Myślałam, że Niebiosa zsyłają ci możliwość pogodzenia się z nią - uśmiechnęła się smutno i dodała - Chyba znów byłam naiwna.
-Jesteś po prostu.. zbyt dobra, a nie naiwna. – powiedział przytulając ją mocno do siebie. Sprawa z Izabellą wyprowadziła go z równowagi. Teraz nawet Allan czający się w kącie nie przeszkadzał mu. – Nie wiedziałem jak ci to powiedzieć, ale właśnie dlatego nie chciałem jej w naszym domu. To by się źle skończyło.
- To jeszcze nie koniec, Guy - westchnęła - Isabella tutaj wróci...
Nie chciała mówić na głos, że się tego boi. Cóż, widziała Isabellę w walce, była świetna. Gibka, wysportowana, doskonale władała mieczem. Tam, w lesie, pomoc Ariry nie była jej w żadnym razie potrzebna.
- Wszystko się skomplikowało... Marion, Isabella... - westchnęła i mówiła dalej - Isabella chciałaby, żebyś ją zabił. Ty chciałbyś ją zabić. A ja chciałabym, żeby nigdy się nie urodziła.
-Jeśli tu przyjdzie –i coś tobie zrobi, bo na pewno odegra się na mnie robiąc tobie krzywdę, pomyślał- To już wtedy.. nie zawaham się jej zabić. Jesteś tego w pełni świadoma? – zapytał z lekką obawą. Nie wiedział jak zareaguje na to, ale musiał ją uprzedzić, by potem na niego nie krzyczała.
Zabić Isabellę? Tak, rozumiała, że tak trzeba będzie, jeżeli nie będzie innego wyjścia. Nie chciała jednak, żeby było to ukartowane i zaplanowane morderstwo. Isabella stała się zła, tak, ale w gruncie rzeczy była tworem Guy`a i on za nią odpowiadał, za to, kim się stała. Wolała, żeby jej nie zabijał. Ale jeśli nie będzie innego wyjścia... Cóż...
- Guy, obiecaj mi, że posuniesz się do tego tylko, jeżeli nie będzie żadnej innej możliwości... Nie chciałabym, żebyś miał na rękach krew własnej siostry, na wszystkich bogów... – szepnęła, mocniej przytulając się do niego.
[reszta scenki]

***

Następnego dnia Arira wstała bardzo wcześnie. Wahała się przez chwilę, czy poleżeć w łóżku i ponapawać oczy widokiem śpiącego Guy`a, czy zażyć porannego spaceru. W końcu wybrała to drugie i po paru minutach była już przed domem.
Było chłodno, ale jednocześnie rześko. Trawa pokryta była poranną rosą i Arira nie byłaby sobą, gdyby nie zdecydowała się iść właśnie wśród tej najbardziej mokrej trawy. Cóż mogła poradzić, że właśnie te rośliny pachniały najlepiej? A ona potrzebowała odpowiedniego klimatu do oczyszczenia duchowego. Pragnęła spędzić cały poranek sama, bez nikogo, spajając się z naturą. Odzyskać utraconą niewinność. Zmyć krew z rąk i duszy...
Usiadła w końcu na kamieniu i poddała się rytmowi budzącej się do życia przyrody. Zaczęła powoli odzyskiwać dobrą energię, kiedy z zadumy wyrwał ją czyjś krzyk.
- Pomocy! - rozniosło się po łące.
Zaraz za głosem, dobiegł niski, krępy człowiek. Cały czerwony od wysiłku, do którego zapewne nie nawykł.
- Pomocy - powtórzył spokojnie - Moja córka. Wpadła do dołu. Nie wiem, co to jest. Jakaś zasadzka na dzikie zwierzęta. Błagam o pomoc - jęknął.
Arira, niewiele myśląc, chwyciła swój drąg i pobiegła za nieznajomym. W końcu mężczyzna zatrzymał się, ale ani dołu, ani córki widać nie było... Była jedynie jakaś jaskinia. W tej jaskini ustawiono zasadzkę na zwierzęta? Bez sensu...
- Witaj...
Ten głos... Czy to możliwe? Odwróciła się prędko i ujrzała ją!
- Isabella - syknęła - Co ty tu robisz?
Kobieta wyglądała dzisiaj inaczej. Miała ciemniejszą, grubszą suknię i upięte włosy, co tylko podkreśliło jej ostre rysy.
- Chcę mojej zemsty - wycedziła przez zęby Isabella - A ty mi w tym pomożesz.
- Chcesz mnie zabić, żeby zemścić się na Guy`u - prychnęła Arira - Myślałam, że jesteś lepsza.
- Ja również tak myślałam - kobieta odparła z goryczą w głosie.
Wyciągnęła z pochwy miecz i przystawiła go Arirze do gardła. Zawahała się jednak.
- Nie. To byłoby zbyt proste, żeby cię tu zabić. Potrzebuję widowni, która naprawdę to doceni...
Przywołała krępego człowieka i rozkazała mu udać się do Locksley, aby zawiadomić Sir Guy`a z Gisborne o tym, co tutaj zaszło. Na odchodne dostał mały woreczek z brzęczącą zawartością.
Od rana nie spotkał Ariry w całym domu i jakoś się tym nie przejmował. Zawsze gdzieś umykała, węszyła i łaziła, widocznie znowu poszła na długi spacer, by umierać na polnych łanach w samotności o goryczy. Arira wybitnie była romantyczną osobą, nie to co Guy.
Kiedy przybiegł zdyszany posłaniec wykrzykując coś o Arire akurat pił wino, a gdy dotarła do niego wiadomość Allan musiał zbierać go z ziemi bo biedak się zakrztusił. Na początku wrzasnął na posłańca gdzie jest prawie wbijając mu miecz w gardło, a gdy dowiedział się, nie czekając na nikogo powiadomił jedynie straże i zagalopował na koniu do lasu.
-Izabella ty suko! –wrzasnął dojeżdżając do nich i zeskakując z konia. Chciał zabić ją jeszcze w trakcie zsiadania z konia ale stała w bardzo niedogodnym miejscu. Kiedy dobiegł do niej rozejrzał się po okolicy. Pułapka?
- Witaj w moim świecie, bracie - uśmiechnęła się - A teraz... przygotuj się na opuszczenie.
Pstryknęła palcami. Spomiędzy drzew wyłonili się wojownicy. Wielu wojowników. Jak bardzo cieszyła się, że mężczyźni są głupi i dają nabierać się na wszelkie jej obietnice i małe woreczki z monetami. Każdy z nich chciał pomóc Isabelli, bo zabicie Guy`a z Gisborne oznaczałoby rozkradzenie jego majątku. Nie mieli dość rozumu, aby zastanowić się, że działając w grupie, musieliby dzielić się zdobyczą. Teraz liczyło się to, aby zaatakować i zniszczyć wroga.
- Więc? Porozmawiamy, czy mogę dać sygnał, żeby w jaskini rozprawili się z twoją małą... przyjaciółką - uśmiechnęła żmijowato.
Widząc przewagę atakujących opuścił powoli broń. Nie mógł popełnić głupstwa i zaatakować kogokolwiek. Zabito by jego, potem Arire. I nic by z tego nie wyszło..
-Czego ode mnie chcesz, dziwko! – wysyczał jadowicie patrząc na nią spode łba.
- Nie obawaj się, nie zabiję cię. Nienawidzę martwych ludzi, nie można się na nich mścić. Wiesz za co tak bardzo nie znoszę Ariry? Za to, że sama kiedyś taka byłam, zanim ty zniszczyłeś... - wysyczała przez zęby, a jej oczy zaszkliły się. Nie, na tłumaczenie jemu i światu czegokolwiek już za późno. Czuła w sobie ohydną pustkę i chciała ją wypełnić bólem. Jego bólem.
Dała głową znak i kilku żołnierzy podeszło do Guy`a, aby z... honorami odeskortować go do jaskini.
Isabella poszła przodem. Grota była niewielka, ale wystarczyła na to, aby zorganizować tu niewielki stos, do którego przywiązała Arirę. A naprzeciw grubą belkę, do której zamierzała przywiązać Guy`a. Normalnie. Bez żadnego znęcania się nad nim, każąc mu przesiadywać w niewygodnej pozycji. Wolała kroić mu po kawałku duszę, niż ciało. Sama usiadła sobie wygodnie na pieńku.
Kiedy Guy został już przywiązany, przy akompaniamencie kopniaków i popchnięć, których nie mogli podarować sobie żołnierze, zwróciła się do niego siostra.
- Kiedy siedemnaście lat temu spaliłeś nasz dom. Nie zaprzeczaj - syknęła - Pomyślałam, że dobrze będzie, jeżeli sam umrzesz w płomieniach. Ale wiesz - roześmiała się niemal histerycznie - O ile lepiej będzie, kiedy będziesz patrzył, jak ona płonie. Chcę doczekać do momentu, w którym zaczniesz mnie błagać, żebym ją dobiła i skróciła jej męczarnie...
Cały czas milczał. Serce waliło mu jak młotem, ale wiedział, że jeśli tylko się odezwie Izabella usłyszy jak strasznie drży mu głos. Ta suka oszalałą! Najchętniej to.. zabiłby ją i zakończyl te całą sprawę raz a dobrze! Ale siedział związany w kącie jaskini i patrzył na Arire.
- Isabello, dlaczego to robisz?! - krzyknęła Arira, po raz kolejny szarpiąc liną i sprawdzając, czy może tym razem się nie przerwie. Nic z tego.
Ale to nic. Arira nakręciła się już z mówieniem i prędko przygotowała w głowie całą mowę, która musiała przekonać Isabellę, żeby nie robiła z niej szaszłyka!
- Wiem, co stało się te siedemnaście lat temu, ale sama mówiłaś, że byłaś kiedyś jak ja. Czy ktoś taki poświęciłby życie niewinnej osoby dla swojej zemsty? Pozwoliłaś na to, żeby zabił cię twój ból, zamiast żyć z...
- Och, zamknij się - skrzywiła się Isabella - Co taka głupia dziewucha, jak ty, może wiedzieć o świecie i życiu?
Wstała i podeszła do Ariry, wchodząc na niezapolony na razie stos.
- Przez siedemnaście lat, przez siedemnaście straconych lat, przeżytych w bólu i beznadziei, marzyłam tylko o tym, żeby się zemścić... - na chwilę zawahała się. Przeczesała włosy palcami i starała uspokoić - Może nie jestem taka, jak ty. Nie potrafię sama o siebie dbać, nie potrafię przeciwstawiać sie mężczyznom... Wiesz... - podeszła do niej bliżej. Dużo blizej. Jej usta znalazły się tuż obok twarzy Ariry - Zastanawiam się, jak to jest... Umrzeć taką czystą, nieskalaną nienawiścią...
Chwyciła twarz dziewczyny w dłonie i wycisnęła na jej ustach namiętny pocałunek. Odsunęła się i krzyknęła:
- Spalcie ją!
- W porządku! - krzyknęła Arira - Chcesz zemścić się na Guy`u, więc mnie zabij i każ mu na to patrzeć. Ale proszę... - jęknęła - Nie rób mu krzywdy.
- Zadziwiasz mnie... - uśmiechnęła się gorzko Isabella - Po tym wszystkim, co musiał ci zrobić, ty nadal okazujesz wobec niego taką lojalność.
- Ty mówisz lojalność, ja miłość.
Isabella machnęła pogardliwie dłonią i nie odezwała się więcej.
Dym stawał się nie do zniesienia. Zaczął dusić. Arira wiedziała, że stos nie jest na tyle duży, aby umarła z uduszenia, Isabella przewidziała każdy szczegół. Będzie paliła się powoli… Nie potrafiła się skupić na niczym i żadna myśl nie chciała przyjść jej do głowy. Zacisnęła jedynie powieki i pozwoliła, aby działo się, co ma się dziać…
Nagle w jaskini zrobił się popłoch.
Isabella zerwała się ze swojego miejsca i zaczęła coś krzyczeć. Arira nie wiedziała, o co chodzi. Dym zasłonił jej całą widoczność.
Nagle poczuła, że więzy, które krępują jej ręce, puszczają. Niewiele myśląc, dała ogromnego susa nad płomieniami, modląc się do wszystkich bogów, żeby jej się udało. Udało się. Wylądowała niezgrabnie, właściwie upadła, ale przynajmniej na ziemi, a nie w płomieniach.
Wokół panował istny chaos. Szczęk broni, krzyki – walka! Guy`a nie było tam, gdzie powinien się znajdować. Gdzie on jest?!, pomyślała przerażona. Gdzieś w tym tłumie mignęła jej twarz Robina i to nieco ją uspokoiło. Ale tylko trochę. Nie była pewna, co zamierza Robin, tym bardziej, że sprowadził kilka nieznanych jej osób.
Kiedy wpadł Robin Guy prawie, że dostał ataku serca ze złości, ale jednocześnie wstydząc się samemu sobie dziękował w duchu, że ten przybył. Kiedy Robin zajął się żołnierzami Guy odnalazł w tym motłochu Izabelle, która dobyła już miecza i ruszyła w kierunku Ariry, gdy zobaczyła, że ta się uwolniła. Gisborne dopadł ją i wybijając miecz z dłoni powalił na ziemię prosto w stos usypany wcześniej. Ogarnęły ich płomienie, ale jego akurat to nie obchodziło.
-Suko! – warczał bez opamiętania trzymając ja tak by się nie wyrwała. Nie zwracał uwagi na to, że krzyczy. -Tak chciałaś, by Arira spłonęła? Nie martw się! Ja ci nie dam zginąć! W końcu jesteśmy rodziną, prawda siostrzyczko?! – nie usłyszał co mówiła, wcisnął jej twarz w rozżarzone drzewce, kawałki płonącego stosu. Zaczęła się wierzgać, a Guy nie puściłby jej dopóki nie odciągnąłby go Robin bo i ubranie Gisborne zajęło się ogniem. W złości nawet tego nie poczuł.
Arira włączyła się do walki, wywijając swoim kosturem i częstując wojowników ciosami. Miała tylko nadzieję, że nie napadnie niechcący któregoś ze sprzymierzeńców Robina. W końcu chyba przyszedł ich tu ocalić? A może ocalić ją tylko po to, żeby sam mógł ją zabić? Tak, z tym także się liczyła.
Kiedy w jaskini zrobiło się mniej tłoczno, bo większość wojowników Isabelli leżała nieprzytomna, albo martwa, Arira ujrzała, co dzieje się przy ognisku. Ruszyła w tamtą stronę, ale ubiegł ją Robin. Oderwał Guy`a od wierzgającej Isabelli, która... Nie wyglądała dobrze. Była pobita i mocno spalona. Oczywistym było, że to sprawka Guy`a, ale jakoś w tym momencie Arirze nie chciało się wyrzucać z siebie pouczającej przemowy. Nie czuła nienawiści w stosunku do Isabelli i wolałaby, żeby po prostu ją schwytać, ale... Cóż, można było przewidzieć, że Guy zechce się zemścić.
Odwróciła z niesmakiem wzrok od kobiety i podbiegła do Guy`a.
- Jesteś cały? - wysapała.
-W przeciwieństwie do mojej siostry, tak! – mruknął z satysfakcją. Całe dłonie miał poparzone, czuł, że nie mógł nimi ruszać, ale te ból niósł satysfakcje. Czystą niezmierzoną radość z tego, że wreszcie ją ukarał. Pokazał jej gdzie jej miejsce.
Nagle objął Arire. Dotarło do niego, że właśnie mieli ją spalić. Przycisnął ją mocno do siebie.
-A Ty? Nic ci się nie stało? Bo jak dorwę tę sukę..
Uśmiechnęła się, kiedy ją objął, ale zrobiła tak, żeby to ona bardziej obejmowała jego. Nie chciała, żeby cierpiał przez poparzone dłonie, a nie miała teraz głowy, żeby sprawdzać, jak poważne są te poparzenia. Na pewno nie tak poważne jak te Isabelli....
- Trochę mi niedobrze, ale poza tym jest w porządku - uśmiechnęła się i pocałowała go w głowę.
Było jej gorzej, niż niedobrze. Dym wciąż dusił ją w piersi, ale o tym mu nie powiedziała.
Ujęła go delikatnie za nadgarstki, żeby nie ruszać mu dłoni.
- Opatrzymy to w domu. Musisz chwilę poczekać - spojrzała na niego czule - Muszę coś załatwić.
Wstała i odeszła od niego. Walka była skończona. Ale ona musiała coś jeszcze zrobić. Porozmawiać z Robinem...
- Robin… - podeszła do niego niepewnie. Od tego też dostanie w twarz? Cóż, spodziewała się tego i tym razem była gotowa na cios – Jeśli chodzi o Marion…
- Cii… - mężczyzna uciszył ją łagodnym gestem. O dziwo, nie wyczuła w nim gniewu, ani nawet żalu – Marion spoczywa w pokoju.
Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie. Nie bardzo wiedziała, co ma powiedzieć. Była mu po prostu wdzięczna.
- Zostań przy Gisbornie i sprawdź, czy uda ci się zdziałać tu coś dobrego – poprosił Robin.
- Tak zrobię – uśmiechnęła się już szerzej.

***

Powrócili do domu.
Odeskortowaniem Isabelli do medyka, a potem do jej męża, obiecał zająć się Robin. Zapewne nie ufał Guy`owi i temu, co jeszcze mógł zrobić z poparzoną kobietą.
Arirze udało się już opanować nerwy i znów powróciła na tory myślenia "należy opiekować się Guy`em", dlatego zaraz po powrocie do domu, zaciągnęła go do sypialni i przygotowawszy wszystko, co było jej potrzebne do opatrzenia jego ran, zabrała się za swoją powinność.
Włożyła mu dłonie do miski z ciepłą wodą i obmywała je delikatnie. Nie wyglądało to źle, po paru dniach powinno być już dobrze. O ile będzie jej słuchał w kwestiach leczena się!
- Żal mi Isabelli... - powiedziała jakoś smutno - Nie potrafiła pokonać swojego gniewu. Pozwoliła, żeby opanowała ją nienawiść. Porzuciła swoje wartości... Guy, tak mi przykro, że to wszystko tak się skończyło.
-Dobrze jej tak. Teraz ma nauczkę i mam nadzieje, że nie okaże się taka głupia, by znowu nam zagrozić. Wtedy może się zdażyć, że Hood mnie nie odciągnie na czas i ją zabije. – mruknął ponuro sprawdzając jak opatrzyła mu dłonie. Popażenia na twarzy już i tak się powoli goiły, wyglądały jakby ktoś dał mu siarczystego policzka.
-Cieszę się, że nic ci się nie stało, kochanie. – pocałował ją delikatnie w usta.
Nie podobało jej się to, co mówił. Przedstawiał postawę nie lepszą od tej, którą kierowała się Isabella...
- Nie mów tak, Guy - powiedziała łagodnie, ale stanowczo. Naprawdę nie podobało jej się, że po tym wszystkim, co jej zrobił, to on czuł się pokrzywdzony. Nie miał ku temu żadnych powodów i najwyraźniej nie wyciągnął żadnej lekcji z tego, co się stało. No, może poza taką, że miło jest się zemścić.
Sięgnęła po pudełeczko z czymś mazistym i zaczęła wcierać mu to w dłonie. Powoli, delikatnie, tak, żeby nie sprawić mu bólu.
- Spróbuj wyciągnąć jakieś wnioski z tego, co zaszło... Z tego, że ilekroć kogoś skrzywdzisz, on zechce się zemścić. O mnie się nie martw - uśmiechnęła się smutno - Przywykłam do tego, że jestem celem ataków wszystkich tych, którzy cię nienawidzą.
Nie rozumiała. Ona nigdy nie zrozumie, że on się o nią boi. I nigdy nie zrozumie też Guy’a, nie zaakceptuje go. Ciągle na siłę będzie chciała go zmieniać? Nawet nieświadomie? Nie czuł się pokrzywdzony, czuł się wściekły, że Izabella śmiała podnieść rękę na osobę którą kochał. A Arira jak zwykle nie rozumiała zasłaniając sobie oczy miłością i.. naiwnością.
-W takim razie nie mamy o czym rozmawiać. – warknął wściekle. Miał dość tego wszystkiego. Mała niewdzięcznica! Mógł ją tam zostawić, a wtedy prawiłaby mu morały o tym, że nie troszczy się o osoby które kocha i stawia tylko na samego siebie. –Dla ciebie zawsze robię coś źle! Zawsze jest niedobrze!!
Wychodząc trzasnął drzwiami aż zahuczało.
Arira powiodła za nim wzrokiem, kiedy wybiegał z pokoju


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nazgulica




Dołączył: 10 Sty 2011
Posty: 25
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 10:29, 03 Sie 2011 Temat postu:

ForestMan napisał:
Przeczytałem początek, nie mam narazie czasu jak troche znajde to obiecuje że przeczytam Wink Stwierdzam jednak, masz talent do pisania i świetną wyobraźnie Wink Jednak ja jestem z tych "dobrych" ;D i wolałbym o Robinie Wink


robin jest nudny, a Guy to moje literackie dzieło zniszczenia


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agaciak




Dołączył: 23 Kwi 2013
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Marian

PostWysłany: Wto 23:05, 23 Kwi 2013 Temat postu:

Hej,


mam pytanie... Czy ktoś jeszcze tu zagląda? Wink Zainteresowało (a raczej wciągnęło Razz) mnie to opowiadanie ;> Czy ktoś ma może to na kompie? Chciałabym przeczytać całość Wink


Pozdrawiam serdecznie!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum Robin Hood Strona Główna -> *** wszystko co nie pasuje do żadnej innej kategorii Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1


Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB Š 2001, 2005 phpBB Group
Theme bLock created by JR9 for stylerbb.net
Regulamin